piątek, 18 lipca 2014

Mówiono o nim King w mieście świętej wieży...


Koniec grudnia 1984 roku był dość nerwowy. Jedzenie na kartki, kolejka do sklepu długa, a wśród osób oczekujących na mleko stał Stanisław. Pan Maciejewski przystępował z nogi na nogę, psiocząc na wszystko co się dało. Trudno stwierdzić, czy "przystępowanie" było spowodowane chłodem i przemoczonymi skarpetami, czy też tym, że jego brzemienna żona czekała na niego w nowym, przydzielonym mieszkaniu. Mleka nie zdążył kupić, bo sąsiad- szanowny pan Jarocki zatrzymał się swoją Syrenką, tuż obok kolejki wraz z panią Maciejewską, która darła się wniebogłosy, że puściły jej wody. 
31 grudnia 1984 roku na świecie pojawił się Bartek. Mały Bartek od razu stał się oczkiem w głowie rodziców. Ci dali mu to, co tylko mogli. Ale Bartusia zepchnięto na drugi plan, kiedy w 1989 roku urodziła się Tośka. Wkrótce przyzwyczaił się do tego, że to młoda grała pierwsze skrzypce w rodzeństwie. Ale taka rola mu odpowiadała. 
Bawił się z kolegami cały mi dniami. Ganiał za gałą do upadłego. Właził wysoko na drzewa, z których potem nie wiedział jak zejść. Z czasem nabrał w tym wprawy. Nawet w wieku 6 lat, pod trzepakiem, dostał całusa od Marzeny, bo brawurowo wykonał "nietoperza". Dzieciństwo miał szczęśliwe.
Nie poszedł do liceum, tak jak chcieli jego rodzice. Nie poszedł do technikum. Wybrał zawodówkę, a jago rodziciele byli tym faktem oburzeni. Później wyjechał do roboty do Niemiec. Zarobił co nieco, nabył doświadczenia, wrócił do Polski, a w wieku 23 lat otworzył dobrze prosperującą firmę z materiałami budowlanymi.
Bartek ożenił się z Marzeną (z tą od całusa pod trzepakiem) w 2008 roku. Związek nie przetrwał, ale jego owocem jest pięcioletnia Lenka. Rozwód z winy żony trochę go przybił. Wydawać by się mogło, że chwycił pana Boga za nogi. Że wszystko idzie po jego myśli. A tu nagle bach! Żona odchodzi do jakiegoś starszego faceta.
Nie spłodził syna. Nie zasadził drzewa. Jedynie dom udało mu się zbudować. Niedawno spłacił kredyt za to. Jeździ czerwoną Skodą Octavią. Przygarnął pd swój dach kota, któremu nadal nie nadał imienia. Ale pociesza się myślą, że ma przynajmniej po co wracać do chałupy. 

Bartosz Maciejewski || lat 30 || Gdańszczanin pełną gębą || rozwodnik || 3 w skali Kinseya 


[Witam. Wszelakie wątki i powiązania: tak. Na zdjęciach: Bastian Schweinsteiger. Cytat w tytule z piosenki "King" T.Love.]

78 komentarzy:

  1. [U, plus jak stąd do Waeszawy przez Gdańsk za T.Love. :)
    No i cześć, czołem, miłej zabawy i w ogóle. :)]

    Marcel.

    OdpowiedzUsuń
  2. [W ostatnim zdaniu jest "...po co wracać do chałupy wracać". :)
    Witam się, tak na marginesie.]

    Kalina

    OdpowiedzUsuń
  3. [W ostatnim zdaniu użyto dwa razy słowo wracać. ;) Tak w ogóle to cześć! :) Chęci jakieś na wątek z Izabela są? :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Szczerze mówiąc pomysłów za wiele to ja nie mam. Może Bartek przyszedłby się napić do pubu, w którym pracuje Iza i po jakimś tam czasie zaczęliby sobie opowiadać o swoich problemach etc.? W końcu obcym o wszystkim najłatwiej jest powiedzieć. ;)]

    Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. [Kurczę, kurczę, bo Janek to jest za bardzo zajęty zbawianiem świata, żeby tak sobie, o, na piwo. No ale na przykład jakby byli kolegami z podwórka... Mój pan na studiach wyjeżdżał do Norwegii do roboty, po licencjacie wybył do Anglii i tam zrobił pielęgniarstwo, choć w sumie kontakt mógł urwać im się dużo wcześniej (różna podstawówka?) i teraz widzę to tak: Janek na obiadku u mamy, Bartek w odwiedzinach u rodziców/siostry, spotykają się na klatce schodowej. Chyba wtedy pan indolog nie odmówiłby kawy/piwa z koleżką z dzieciństwa. Co myślisz?]

    OdpowiedzUsuń
  6. [No pewnie :> To na jaki wątek byłaby u Ciebie ochota? :D]

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  7. [A czemu by nie. :P Tylko z góry ostrzegamy, że Kalina za dziećmi nie przepada, choć te paradoksalnie do niej lgną. :D]

    Kalina

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hmm... Pasuje, tak na początek. Aśka za dziećmi nie przepada, ale też nie nienawidzi, jakby co. Zacząć czy masz ochotę?]

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  9. - Następnym razem, jeśli przyjdziesz tak prześmierdnięty papierochami, nie dostaniesz jedzenia. Wiesz, że rzucam. - Może i wziąłby sobie groźbę tej wciąż atrakcyjnej, mimo pięćdziesiątki na karku, kobiety do siebie, gdyby nie troska, jaka emanuje z jej głosu. Uśmiecha się.
    - Wiem - mówi, przelotnie muskając policzek matki. - Od dwudziestu lat - dodaje pobłażliwie, by zaraz uchylić się przed pośpiesznie ściągniętym z regału tuż za framugą, losowego tomu.
    - Biorę! - Podnosi Wstęp do psychonalizy, szczerzy zęby w łobuzerskim uśmiechu i już zbiega w dół klatki schodowej. Obijająca się o udo bawełniana torba, chrzęst siatek wewnątrz niej, tupot kroków, które nagle zwalniają za kolejnym półpiętrem w wyniku natarczywego wrażenia, że zna tego mężczyznę, którego właśnie minął. Rzucone za nim własne imię wzmaga je kilkukrotnie. Zatrzymuje się, odwraca, patrzy.
    - Tak - mówi głupio, jednocześnie pocierając dłonią kark, bo wciąż nie może sobie przypomnieć, skąd zna te wpatrzone w siebie oczy. Z pomocą przychodzi mu numer mieszkania, pod którym stoi znajomy nieznajomy. Zamiera.
    - Bartek? - wyrzuca z siebie, szczerze zaskoczony.

    OdpowiedzUsuń
  10. - Mogło mi się pomylić, w końcu przytyłeś - odpowiada całkiem poważnie, po czym prowokująco unosi podbródek i posyła Bartkowi łobuzerski uśmiech. Ten charakterystyczny gest trzyma się go od dzieciaka i Janek nie wie, że poczęstował nim kolegę również jakieś dwadzieścia trzy lata temu, tuż przed tym, jak zepchnął go z drzewa. Sam w rewanżu został zresztą moment później ściągnięty z niego za nogę, wciąż ma po tym upadku bliznę za uchem.
    - Jak mnie nie było, to byłem... wszędzie - mamrocze pod nosem, jednocześnie spoglądając na tkwiący na nadgarstku zegarek, bo i jemu pomysł piwa przeszedł przez głowę. Gest ten nie ma jednak żadnego sensu: swój dyżur już skończył, następny zacznie się za niecałe trzydzieści godzin. Sęk w tym, że do matki poszedł zaraz po nocnej zmianie i choć zdarzyło mu się zdrzemnąć na kanapie na piętnaście czy dwadzieścia minut, jest przekonany, że to nie wystarczająca dawka, by nie przysnął na stoliku po trzecim czy czwartym piwie. Nie ma natomiast wątpliwości, że liczba kufli nie ograniczy się do smukłej jedynki.
    - Dobra, ale bierzesz na siebie wszystkie negatywne konsekwencje - przystaje i znów lustruje Bartka spojrzeniem. Doskonale wie, że nie o tłuszczu winna być mowa, ale mięśniach. Cóż, najwyraźniej tylko Janek zamiast wszerz wystrzelił w górę, przywodząc na myśl karykaturę tego blondwłosego, chudego chłopca z wiecznie poobijanymi kolanami i poharatanymi korą drzewną dłońmi.
    [Chill, jestem złem wcielonym i wszystkim mieszam czasy.]

    OdpowiedzUsuń
  11. - Jeśli masz na myśli tę Marzenę, co ja, to z tego, co pamiętam, lubiłeś ją - zauważa, gdy tylko wyłapuje znajome imię. Matka opowiadała mu, że Bartek wziął ślub z koleżanką z dzieciństwa, ale ona wiele mówi, a Janek nie zawsze słucha. Nic więc dziwnego, że ten istotny szczegół wymknął się z jego pamięci.
    - Gdzie mieszkasz? - ciągnie rozmowę, jednocześnie chowając dotąd trzymaną książkę do i tak już wypchanej torby. Nie miałby nic przeciwko, gdyby okazało się, że mieszkają w pobliżu, tudzież że jankowy zakątek jest im po drodze.
    - Też chętnie zostawiłbym swoje rzeczy u siebie - prostuje, gestem wskazując nadmierny bagaż.

    OdpowiedzUsuń
  12. W ciągu dnia było najnudniej. Ludzie. Mnóstwo szarych ludzi, ograniczających pole widzenia i blokujących ulice, którymi chciała przejść. O tej porze dnia normalnie przebywała w pracy, jednak była sobota. Soboty były wolne, bo firma, w której obecnie pracowała, uznawała coś takiego jak "życie rodzinne". Na szczęście projekt, który miała tam wprowadzić i przypilnować, by miał dobry start, niedługo będzie ukończony. W takiej sytuacji Joanna szukała miejsca ciszy i spokoju, gdzie mogła samotnie cieszyć się swoim towarzystwem. Gdzie żaden przechodzień nie zasłaniał.
    Słoneczne południe w parku na ławce wydawało się interesującą perspektywą. Było zbyt gorąco na tłumy i mogła zadowalać się swoim chwilowym nałogiem nikotynowym. Za kilka dni znowu jej się znudzi i będzie miała ochotę na coś innego. Na razie mentolowe papierosy miały specjalne miejsce w torebce, leżącej obok kobiety. Joanna siedziała na ławce, wystawiając twarz ku słońcu i poprawiając co jakiś czas ciemne okulary. Skrzywiła się odruchowo, gdy usłyszała jakiś cienki głosik, zanoszący się wesołym śmiechem.
    Spojrzała spod okularów, marszcząc delikatnie brwi. Gdy rozpoznała jednego z dwóch osobników, na jej twarzy pojawił się sugestywny uśmiech.

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Pomysł, pomysł, pomysł... To jest bardzo trudne pytanie. Ja zazwyczaj nie mam pomysłów, tylko jakieś zamglone wizje, niestety. I nie wiem do końca, jak można byłoby ich połączyć, żeby z tego wątek zrobić. Jakieś propozycje? ]

    Agata

    OdpowiedzUsuń
  14. O ile rodzice Bartka wypominali mu brak wyższego wykształcenia, o tyle panią Piątek wiecznie trapiła samotność syna. Nic więc dziwnego, że gdy pada odpowiedź blondyn wzdycha cicho. Mija moment, nim w końcu i on lokuje się we wnętrzu pojazdu.
    - Pewnie słyszałeś, stara Janiszewska miała o czym plotkować przez półtora roku. Moi rodzice rozwiedli się pod koniec podstawówki, wtedy przeprowadziłem się do ojca, na przedmieścia - mówi spokojnie, zupełnie jak gdyby sprawa nie dotyczyła jego nawet w najmniejszym stopniu.
    - Strasznie pedalski ten samochód, nigdy bym ciebie o taki nie posądził - ciągnie z rozbawieniem, przelotnie rozejrzawszy się po wnętrzu Skody.

    OdpowiedzUsuń
  15. Uznaje za godne uwagi, że Bartek przymiotnik pedalski najwyraźniej odbiera jako pejoratywny. Może to być zwyczajowy obraz ogółu społeczeństwa, jak i szereg innych aspektów, ale Janek nie zamierza się nad tym roztkliwiać. Po prostu to zapamięta.
    - Bo taki jest - odpowiada wciąż z uśmiechem, jeszcze raz omiatając pojazd spojrzeniem. Dziecięcą muzykę komentuje jedynie krótkim uniesieniem brwi, jako że za sprawą kierowcy dźwięki prędko się zmieniają.
    - Skoro stać ciebie na utrzymanie samochodu, zgaduję, że nie najgorzej się tobie powodzi? - zagaduje, skupiając wzrok na koledze.

    OdpowiedzUsuń
  16. [O, tak sobie pomyślałam, że mogliby się znać przez to, że Bartek kiedyś współpracował z Aśką a propos jego firmy. Jakaś umowa terminowa etc., ktoś od marketingu czasami się przydaje, gdy gorzej trochę idzie. Co Ty na to?]

    Ona przecież nie była nie miła. Tylko nie z każdym miała ochotę dzielić swoją najbliższą przestrzeń i skutecznie jej pilnowała. Jak to robiła, miało już mniejsze znaczenie. Ważne, by być zadowolonym.
    - Przekwalifikowałeś się na niańkę? - spytała, nie szczędząc sobie złośliwej nuty w głosie. Na dziecko nie zwróciła szczególnej uwagi. Małe miesznaki genów dwójki ludzi nie za bardzo wzbudzały jej zaitneresowanie. Byleby nie przeszkadzały i nie próbowały robić bałaganu.
    - Czy to jest pamiątka po byłej żonie? - na twarzy pojawił się grymas, który świadczył, że panna Kotecka wyciągała z szuflad pamięci fakty, o których normalnie nie myślała. Nie przejęła się zbytnio swoim tonem, który stawiał dziewczynkę w świetle jakiejś rzeczy. Cóż, jeśli być szczerym, do wielu osób tak się odnosiła. Szczególnie gdy ją nie obchodziły.
    Kiedy poczuła, że mała z niewiadomych przyczyn wpatruje się w nią z tym swoim dziecięcym uśmiechem, zmrużyła lekko oczy. Czując się zmuszona do zwrócenia uwagi na kogoś, kogo definitywnie ignorowała, mogła jedynie spróbować na mocną sugestię w delikatnie nieuprzejmy sposób.
    - Wiesz, że nie ładnie się tak gapić, małpko?

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  17. - Własna firma - gwiżdże - nieźle, nieźle.
    Jest przekonany, że gdyby zaprosił Bartka na obiad do matki, ta rozpłakałaby się, wzruszona tym, jak koledze jej syna się powodzi. Choć nigdy nie powiedziała tego głośno, Janek wie, że nie lubi jego pracy i z miłą chęcią przyjęłaby zamianę ich ról. Sęk nie w uprzedzeniach do ludzi chorych psychicznie, ale w przekonaniu, że praca z nimi jest niebezpieczna. Trudno nie przyznać jej racji.
    - Stawiam jeszcze na drzewo i syna - dodaje żartobliwie, jednocześnie podbródkiem wskazując na radio, z którego to jeszcze nie tak dawno poleciała dziecięca muzyka. Dalej znów skupia wzrok na profilu kolegi, szczerze zaciekawiony, czy jego przypuszczenia odnośnie potomka są słuszne.

    OdpowiedzUsuń
  18. To się chłopak ustatkował. Janek może się pochwalić tym jakimś świstkiem i to w miarę przyzwoicie zdanym, a nawet licencjatem czy magistrem, ale po za papierami zamiast córki wychowuje, zbiegiem okoliczności, pięcioletniego psa i troszczy się o filodendrona, który jakoś sobie radzi, nawet po licznych, gwałtownych spotkaniach z tym pierwszym.
    - Dobrze słyszałeś. Jestem pielęgniarzem w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym. Świeżo po zmianie, a ty już chcesz mnie upijać - odpowiada z wyrzutem, zupełnie jak gdyby podobna kolej rzeczy nie była mu na rękę. Nie pamięta, kiedy ostatnio miał czas na sen dłuższy niż cztery godziny, o szybkim piwie już nie wspominając.

    OdpowiedzUsuń
  19. To zaskakujące, że mimo tylu lat z Bartkiem wciąż rozmawia stosunkowo swobodnie. Zdawałoby się przecież, że ludzie się zmieniają. Może to po prostu radość z tego spotkania i nagły przypływ wspomnień?
    Śmieje się, gdy tamten szturcha go w bok, by kolejno kiwnąć potakująco głową.
    - Pewnie. Ale jak mówiłem, bierzesz na siebie wszelkie konsekwencje - mówi wciąż rozbawiony, po czym klepie kolegę w ramię i wskazuje ulicę za światłami.
    - Skręć tam, to pierwszy blok po prawej stronie. Tylko zostawię rzeczy i już jestem z powrotem. Poza tym nie wiem, jak ty, ale ja już się po świecie najeździłem i nigdzie nie zamierzam wybywać - ciągnie, spojrzeniem wędrując za ruchem własnej dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  20. Mieszkanie w pojedynkę wiązało się z wieloma przywilejami, które Agata traktowała wręcz z nabożną czcią, takimi jak niczym niezaburzony spokój, całkowita prywatność czy to, że wszystko w mieszkaniu mogła robić po swojemu. Jednak nie obyło się bez kilku niedogodności.
    Mimo iż uchodziła za samodzielną, panna Żmijewska nie radziła sobie z niektórymi pracami domowymi, z założenia wykonywanymi przez mężczyzn. Nikt nigdy jej tego nie nauczył a i skrzynki z narzędziami nie było co szukać w jej na pozór dobrze wyposażonym mieszkanku. W takich sytuacjach udawała się najczęściej do sąsiadów, państwa Maciejewskich, którzy zawsze chętnie służyli jej pomocą. Przez te kilka lat sąsiedztwa wyrobili między sobą pewien system, pozwalający na korzyści dla obu stron. Ona pomagała im przy zakupach, oni jej z narzędziami.
    Nic więc dziwnego, że gdy diamentowy kolczyk, prezent po babci, wpadł dziewczynie do kuchennego zlewu, bez zbędnych ceregieli pognała do drzwi Maciejewskich. Była sobota, chwilę przed południem, gdy załomotała do ich mieszkania, ubrana w spodnie od piżamy, porozciągany szary sweter i z jasnymi włosami w nieładzie, pełna przerażenia. Nie wiedziała, czy instalacja w budynku pozwoli na to, by wydostać z rur rodzinną pamiątkę.

    [ Zaczęłam :-) Trochę sztywno, ale mam nadzieję, że dasz radę to dalej pociągnąć.]

    Agata

    OdpowiedzUsuń
  21. Kiwa krótko głową, po czym wysiada z auta. Spojrzeniem momentalnie wyłapuje monopolowy, w zamyśleniu przesuwa opuszkami palców po policzku, wydając z niego cichy chrobot. Znów nie zdążył się ogolić. Oparłszy dłoń o dach pojazdu nachyla się na powrót do jego wnętrza.
    - Chyba, że napijemy się u mnie, skoro już tutaj jesteśmy. Co myślisz? - pyta, nawiązując z kolegą kontakt wzrokowy. Mimo braku snu, nie czuje zmęczenia, nie ręczy natomiast za to, co będzie się działo po kilku piwach. Wolałby jednak wylądować bezpiecznie w swoim mieszkaniu, problem natomiast rozwiąże się sam, jeśli to tam będą spożywać. Zresztą wątpi, by stęskniony Bengal pozwolił mu tak spokojnie wyjść.

    OdpowiedzUsuń
  22. Skakanie do gardeł wydawało się zbyt... brutalne i agresywne, żeby mogła takie coś stosować. Potyczki słowne były w jej stylu, ale trzymała się jakiejś granicy. Czasami.
    - Dzieci więcej brudzą, masz rację - pokiwała głową po chwili zastanowienia. I rzeczy były do czegoś przydatne, dziećmi trzeba się było tylko zajmować.
    Poczekała chwilę, aż mała latorośl sobie pójdzie. Dzieci były specyficzne, ale nie tak, jak Asia chciałaby. Małpy kojarzyły się raczej z czymś bardzo niehigienicznym i niecywilizowanym. Jadły robale i takie tam. Drzewa były gdzieś dalej w mapie myślowej kobiety.
    Następne słowa Bartka rozbawiły się tak, że aż parsknęła pod nosem i podciągnęła okulary na głowę, by pokazać wesołe oczy. Nie był to jednak ten przyjazny typ wesołości.
    - A chciałbyś? - spytała, choć mogło to być również dobrze pytanie retoryczne.

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  23. - Nigdy nie byłem w Warszawie - przyznaje, zamykając drzwi od strony pasażera. Gdy pada ostatnia kwestia, uśmiecha się szelmowsko.
    - W lewo marsz! - rzuca, zaraz jednak zatrzymuje się pod osiedlowym sklepikiem.
    - Trzy minutki - mówi, liczbę pokazując jednocześnie na palcach i rzeczywiście: wraca po stu osiemdziesięciu sekundach z siatką piw i mrożoną pizzą.
    - Nie, żebym był złym gospodarzem, ale to - tu sugestywnie unosi kartonik z potrawą - chyba jedyne, co może dzisiaj zaprezentować moja kuchnia. Mam nadzieję, że nie masz nić przeciwko? - pyta, ale raczej retorycznie, bo zaraz zręcznie, jak na ilość trzymanych zakupów, otwiera drzwi klatki schodowej, ruchem wskazując Bartkowi jej wnętrze.
    - Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  24. - Dzięki - mruczy z wyraźną ulgą, gdy siatki zostają mu wyjęte z rąk. Zręczność zręcznością, ale życia na siłę nie ma sobie co utrudniać.
    - Oczywiście mam od mamy trochę żarcia - podbródkiem wskazuje na swoją wypchaną torbę - ale to indyjska kuchnia, w dodatku gotuje ją z myślą o mnie, więc jest ciut... pikantna. Reasumując: trzeba lubić - mówi, jednocześnie mocując się z zamkiem drzwi frontowych, który jak zwykle nie chodzi jak należy. Nic dziwnego, skoro z przeciwległej strony napiera na nie olbrzymie cielsko.
    - Wybacz, ale tym razem nie puszczę ciebie przodem - dodaje przepraszająco, kiedy mechanizm w końcu puszcza, a on wyciąga klucz z zamka. Umotywowanie ostatniej wypowiedzi Janka rzuca się na niego, gdy tylko ten otwiera drzwi. Stęskniony Bengal z impetem opiera łapy na torsie właściciela i mimo jego sporego wzrostu, z łatwością liże jego twarz, popiskując cicho.
    - Cześć, kochanie - mówi czule i jednocześnie dla kontrastu odwraca głowę jak najdalej od natarczywego języka. Trzeba jednak przyznać, że ma wprawę. Pies ani go nie przewraca, ani nie przedostaje się na zewnątrz, mało tego, to Janek wchodzi do środka. W końcu bydle wciąż merdając ogonem opada na cztery łapy, już zainteresowane gościem. Blondyn jest jednak szybszy: chwyta psią obrożę, nim zwierzę zdąża postąpić choćby o krok.
    - Bartek, to jest Bengal, Bengal, to jest Bartek, a teraz siadaj na tyłku i wstrzymaj się od tych czułości - rzuca stanowczo raczej do psa, aniżeli kolegi, ten natomiast po chwili nerwowego kręcenia się rzeczywiście posłusznie siada. Janek wyciąga w kierunku gościa dłoń z pękiem kluczy. - Byłbym wdzięczny, gdybyś zamknął drzwi - prosi męczeńskim głosem, wciąż obserwując Bengala, w razie gdyby ten ponowił próbę zapoznania się z nieznajomym.

    OdpowiedzUsuń
  25. Widzi, jak Bengal szoruje puszystym ogonem podłogę, może nieco przerażającymi (choć w mniemaniu Janka raczej fascynującymi) błękitnymi, roziskrzonymi oczami wpatruje się w jego kolegę i znów jest mu przykro, bo ten najwyraźniej nie podziela entuzjazmu zwierzęcia. Jego czworonóg notorycznie wzbudza przerażenie, co z kolei sprawia, że jest nieszczęśliwy. Nie skrzywdziłby muchy, mało tego, garnie się do każdego zwierzaka tudzież człowieka, niestety zwykle bez wzajemności.
    Puszcza obrożę. Bengal jest posłuszny, nie ruszy bez pozwolenia.
    - Wyluzuj - mówi ze śmiechem, szturchając ramię Bartka. - Nie opieraj się na pozorach, jest naprawdę niegroźny.
    Wie, że prawdopodobnie nie uspokoił mężczyzny, jako że pies pozostał samopas i nikt przecież nie ma pojęcia, co mu strzeli do głowy. Stąd wychodzi z następną propozycją.
    - Mogę go zamknąć w pokoju, jeśli tobie przeszkadza - rzuca, by kolejno unieść brwi w pytającym geście. W oczekiwaniu na odpowiedź, odbiera od niego siatki.
    - Nie ma w czym pomagać. Pizza sama się zrobi. Wchodź do środka - odpowiada na wcześniejsze pytanie, jednocześnie zsuwając ze stóp buty. Sam również przekracza próg otwartej na urządzony w indyjskich klimatach salon kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  26. [Musiałam trochę się Ciebie naszukać xD T.Love, uwielbiam, bardzo miło wspominam ich koncert. Wątek jak najbardziej, jednak proponuję na początek ustalić jakieś szczegóły znajomości/wątku c:]
    Anka

    OdpowiedzUsuń
  27. Już miała zacząć swój mały lament o biednym kolczyku, zaklinowanym gdzieś w rurach, kiedy to dotarło do niej, że mężczyzna, na którego patrzy, nie jest jej sąsiadem, panem Maciejewskim. Miał w twarzy coś, co przypominało jej go, lecz był dużo, dużo za młody.
    - Dzień dobry - wydusiła w końcu, starając się skupić na skleceniu logicznego zdania.
    - Czy pan Maciejewski jest może w domu? Mam do niego niecierpiącą zwłoki sprawę.
    Sprawa rzeczywiście była niecierpiąca zwłoki, bo jak Agata tylko myślała o tym, co może stać się zarówno z kolczykiem jak i wiekowymi rurami, robiło jej się niedobrze. Nie miała czasu ani energii na wołanie specjalisty i montowanie całej instalacji od początku. Wierzyła w starszego pana i jego niezawodny talent do wyciągania jej z opresji. A im dłużej czekali tym bardziej ta opresja przybierała na sile.

    Agata

    OdpowiedzUsuń
  28. [Zawsze mogła pokłócić się z Bartoszewskim, i mogła wpaść do Bartka późnym wieczorem, szukając noclegu, może być? c:]
    Anka

    OdpowiedzUsuń
  29. - Ciało obce w rurach kuchennego zlewu - wyparowała, zanim zdała sobie sprawę jak bardzo dziwnie zabrzmi to zdanie. Spaczona biologiczno-medycznymi terminami, czasem nawet nie zastanawiała się nad tym, jak mogli je odbierać inni ludzie.
    - Znaczy się kolczyk. Ale boję się, że wszystko może zaraz wziąć w łeb i zaleję sąsiadów pod sobą - tłumaczyła nadal, przyglądając się reakcji na twarzy mężczyzny. - To jest naprawdę stara instalacja. A ja, mówiąc szczerze, zupełnie się na tym nie znam.
    W sytuacjach, gdy była zdenerwowana, myśli Agaty krążyły chaotycznie i zupełnie nieskładnie. Nic więc dziwnego, że dopiero po całym swoim wywodzie wyciągnęła przed siebie rękę w unikatowym geście, mówiąc: - Agata Żmijewska.

    OdpowiedzUsuń
  30. [Cześć, bardzo chętnie. :) Podobni są do siebie pod tym względem, że oboje "zawiedli" rodziców swoim wyborem szkoły (albo, w przypadku Darii, kompletnym z niej zrezygnowaniem), ale jakby to połączyć... Nie mam pojęcia. Może Daria czasem zajmowałaby się Lenką?]

    Daria

    OdpowiedzUsuń
  31. [ Bardzo, ba nawet bardzo chętnie. Tylko proszę daj mi jakieś wskazówki to postaram się dać jakiś pomysł ;)]

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Mam już takowy wątek i nie chciałabym prowadzić takiego samego ;) Myślimy dalej czy bierzemy pomysł z samochodem tylko np. Justynka mogłaby zarysować jego skodę]

    OdpowiedzUsuń
  33. Dzięki temu, że praca w kawiarni nie zajmowała jej całych dni a do tego dwa dni w tygodniu miała wolne, Daria mogła pozwolić sobie na różne dorywcze prace. Nie było to nic specjalnego, zwykle ograniczało się do popilnowania czyjegoś psa albo dziecka — może trochę brutalnie Rojewska traktowała te istotny na równi, chodziło przecież o to, aby nikt nie umarł z głodu — lub postania z ulotkami w najbardziej ruchliwym punkcie miasta.
    Tamtego dnia nie miała żadnych zleceń, więc zamierzała polenić się i obejrzeć zaległe odcinki MasterChefa. Uwielbiała leżeć na kanapie i dobijać się, że ona nigdy nie będzie w stanie przygotować jagnięciny w sosie z pieczonych fig, bo nawet kurczak wychodził jej suchy...
    W połowie trzeciego oglądanego odcinka zadzwonił jej telefon. Słysząc w słuchawce zdesperowany głos Bartka, faceta, którego córką zajmowała się od czasu do czasu, natychmiast wyłączyła telewizor i podniosła się do siadu.
    — Nie ma sprawy — odparła, kiedy Maciejewski przestał mówić. — O której mam być? Jestem jeszcze zupełnie w proszku, szybciej niż za dwie godziny nie dam rady. — Zerknęła na zegarek. Właściwie to potrzebowałaby nawet trzech godzin, ale przecież to żaden problem trochę się pośpieszyć...

    [Oczywiście! Jeju, jak dawno nikt tak po prostu nie zaczął wątku. :D]

    Daria

    OdpowiedzUsuń
  34. [ Jasne. Zjem, odpiszę Kasi i coś naskrobię ;)]

    OdpowiedzUsuń
  35. Odpowiedź przyjmuje z ulgą. Wolałby nie zamykać stęsknionego, czworonożnego przyjaciela. Stawia siatki na kuchennym blacie, torbę niedbale rzuca na ziemię. Dalej uwalnia pizzę z pudełka, wrzuca ją na talerz i wstawia do mikrofali. W trakcie, gdy posiłek się rozmraża, zajmuje się wkładaniem większej ilości butelek do lodówki.
    - Daj spokój, sam zaraz usiądę - mówi ciut lekceważąco, napełniając jedną z psich misek wodą, drugą natomiast resztkami kości, które specjalnie dla Bengala odkładała matka Janka.
    - Koty są intrygujące, moja mama ma jednego. Ale Bengal też jest przybłędą, znalazłem go w kontenerze na śmieci. Ludzie jednak bywają obrzydliwi - ciągnie, zgarniając z blatu dwie butelki piwa wraz ze szklankami.
    - No, już jestem - mruczy, stawiając naczynia na blacie ławy. Otwiera jeszcze na oścież balkonowe drzwi i w końcu lokuje się na kanapie.
    - Chyba, że napijesz się czegoś ciepłego? - Unosi brwi w geście zapytania. Sam powinien pewnie wypić kawę, panujący upał skutecznie jednak odwodzi go od tego pomysłu.

    OdpowiedzUsuń
  36. Zaparkowanie na niektórych parkingach w Gdańsku samochodem bez wspomagania jak Golf Justyny graniczyło z udem. Człowiek musi się w cholerę namęczyć z kierownicą by zrobić to co inni mogą w przeciągu kilku sekund. Ale tu nie o samo wspomaganie chodziło. Niektórzy kierowcy lubili stanąć sobie krzywo, zająć dwa miejsca parkingowe.
    Dzisiaj nasza Justynka postanowiła poświęcić dzień jedynie na zakupy. Od tygodnia nie miała dnia wolnego ale to nie oznaczało, że miała zamiar dziś odpoczywać. Była teraz na parkingu przy centrum handlowym. Miała zamiar zaparkować koło pewnej skody. Wszystko szło tak jak powinno być. Ale jak to bywało z kierowcami starych samochodów nie wymierzyła zbytnio i można było usłyszeć charakterystyczny dźwięk. Od razu wyskoczyła ze swojego wozu aby spojrzeć jakie szkody spowodowała. Rysa nie była duża i całe szczęście niegłęboka. Ale co jak co należała do osób, że nie miała zamiaru uciekać. Dlatego usiadła sobie za kółkiem w zgaszonym samochodzie, puściła radio i czekała na kierowcę auta, które właśnie uszkodziła.

    OdpowiedzUsuń
  37. [Cześć! Szczerze powiem, że pomysłów na powiązanie Bartka z Rafałem mam mniej niż zero.]

    Burkot

    OdpowiedzUsuń
  38. [heloł heloł. ojej, widzę, że dalej utrzymujemy się w klimacie mundialu ;D przyznaję, że teraz przychodzi mi do głowy tylko powiązanie, a mianowicie Jutka mogłaby być przyjaciółką Marzeny i siłą rzeczy znają się z Bartkiem. z oczywistych względów nie przepada teraz za Judytą; źle kojarzy mu się z przeszłością. nie wiem jeszcze, jak to wplątać w wątek.]

    Judyta

    OdpowiedzUsuń
  39. [co racja to racja, a swego czasu Pettyfer istniał na każdym blogu, na jakim miałam okazję pisać. nawet nie wiem, jaka teraz jest moda ;)
    nie jestem grymaśna, a jeśli ktoś proponuję zaczęcie... już w ogóle morda w kubeł ;)]

    Judyta

    OdpowiedzUsuń
  40. Słuchała pierw muzyki, która leciała w radiu ale musiała przyznać, że piosenki lecące po trzy razy na godzinę na każdej stacji radiowej doprowadzały ją do szału. Poszukała w schowku swoich starych płyt i wsadziła jedną z nich. Z głośników wydobyły się metalowe brzmienia a nie wiedzieć czemu na twarzy Justynki pojawił się uśmiech. Co jak co ale nasza Dąbrowska nie miała określonego gustu muzycznego. Raz lubiła posłuchać sobie dobrego polskiego rocka, by następnego dnia słuchać metalu przeplatanego z pojedynczymi polskimi kawałkami hip hopowymi. Jak to się mówi kobiecie nie dogodzisz.
    Zauważyła dopiero po chwili, że ktoś stoi przy Skodzie i jak widać spogląda na nią z krzywą miną. Zapewne był to jej właściciel dlatego też nasza Justynka otworzyła skrzypiące drzwi. Można było usłyszeć przez chwilę muzykę a potem dość mocnym trzaśnięciem zamknęła drzwi, inaczej się nie zamykały a ludzie myśleli czasem, że maltretuje ona samochód.
    - To moja wina. - powiedziała od razu obchodząc swój samochód. - Ale możemy się dogadać. - dodała po chwili.

    Justynka

    OdpowiedzUsuń
  41. - Ja zawsze mówię, to co myślę - stwierdziła stanowczo. Zdecydowanie powinien już o tym wiedzieć. Kto jak kto, ale Joanna nie rzucała słów na wiatr. Jeśli uważała dzieci, za fabrykę brudu i hałasu, to rzeczywiście tak myślała.
    - Nie jestem pewna, czy to jest takie oczywiste. Wiesz, wszystko i tak zależy od charakteru i pewnych rzeczy nie da się zmienić - wzruszyła niedbale ramionami. - Często dzieciaki zostawiają swoich rodziców, jak chcą zacząć żyć własnym życiem i zapominając - odparła melodyjnie, odszukując gdzieś jeżdżącą dziewczynkę i spojrzała na nią znacząco, jakby chciała powiedzieć, że i ona może okazać się takim małym pasożytem, który po stwierdzeniu, że rodzice nie są już odpowiednimi nosicielami, znajdzie sobie kogoś innego w postaci męża czy żony.
    - To takie niezdecydowane - westchnęła, trochę zawiedziona taką odpowiedzą. Spodziewała się jakiegoś kąśliwego komentarza albo chociaż drobnej zaczepki.

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  42. [Cześć. Pewnie, a masz jakiś pomysł? :)]

    Kacper

    OdpowiedzUsuń
  43. [ Bardzo chętnie ;) Jakiś pomysł na powiązanie? ;> ]

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  44. [No proszę! Mordka Bastianka! Ostatnio sporo się jej naoglądałam na mundialu ;)
    No ja mam taki pomysł, że Inga jak przyjechała 6 lat temu do Gdańska, to kupiła od Bartka jakieś materiały budowlane, żeby odremontować mieszkanie po babci. Jego firma miała dopiero rok, wiec mógł sam jeszcze wtedy sprzedawać i nie mieć jeszcze za dużo klientów, a szczególnie 18 latek samotnie urządzających mieszkanie - dlatego ją zapamiętał. A teraz się przypadkowo spotykają, kiedy na przykład potrącą ja autem, gdy jechała rowerem. Taki jest mój pomysł, ale może też jakiś masz?]

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  45. [Wiesz, skoro to taka przyjemność dla ciebie to zacznij ;)
    A co do Bastiana jeszcze, to akurat niemiecka drużyna była mi na tym mundialu najlepiej znana i najbliższa, dlatego tym bardziej ciesze się, że kogoś z tego dreamteamu widzę, aczkolwiek rzeczywiście Schweinsteiger nie należy tam do najprzystojniejszych. Chociaż to jeden z niewielu rodowitych Niemców w tej reprezentacji ;) ]

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  46. [Pewnie, wątek jakiś można wymyślić. Pomysły mogę dać jutro bo dziś za późno na myślenie ;p]

    OdpowiedzUsuń
  47. [Już myślałam że napisałaś i sobie poszłaś, a naszła mnie wena, więc stwierdziłam że jednak zacznę. Ale da się to dopasować do twojego rozpoczęcia, więc tak zrobiłam.
    Co do Niemiec to gratuluje! :) A z tą parówką, to mnie rozbroiłaś XD]

    Inga

    To był ciężki, upalny dzień. Znowu tłumy wyległy na plaże no i naprawdę bardzo trudno było nad tym wszystkim zapanować. W takie dni często żartowała, że powinno się regulować ilość osób przebywających na plaży, a przynajmniej kąpiących się. Bo przecież tak łatwo kogoś nie zauważyć. No ale wiedziała że to nie możliwe. To wolny kraj, a plaża nie jest przecież płatna. Ale z drugiej strony może to i dobrze. Jeszcze za to płacić? Kiedy w końcu kończyła jej się zmiana, marzyła tylko o chłodnym prysznicu i czymś do jedzenia. Na szybko nałożyła sukienkę, na pomarańczowy strój z napisem WOPR, pożegnała kolegów i wskoczyła na swój rower - retro damkę, z grubym i cholernie ciężkim stelażem, oraz wiklinowym koszem z przodu. Po drodze do domu zahaczyła jeszcze o Biedronkę, gdzie ostatecznie zdecydowała się kupić tylko czekoladę, brzoskwinie i coś do picia, gdyż stwierdziła że lepiej będzie zamówić coś ciepłego, wprost do domu. Zakupy wpakowała do koszyka na rowerze i ruszyła dalej. Do wielkiego bloku miała jeszcze z 10 minut jazdy, bo musiała jechać objazdem. Założyła więc na uszy słuchawki i włączyła muzykę, bo ta zawsze skracała jej drogę. Akurat trafił jej się ''Upiór w operze'' w adaptacji Nightwisha i tak się w niego wsłuchała, że przejeżdżając przez jedną z, wydawać się mogło, pustych uliczek, spojrzała tylko w prawo... No i bum! Zanim zdążyła się zorientować, leżała w ciężkim szoku na ziemi. Nastała głucha cisza, a ona widziała już tylko brzoskwinie toczące się swobodnie po drodze... Wtedy ktoś do niej podszedł. Pozwoliła mu pomóc sobie wstać, otrzepała się i rozejrzała. Dopiero po chwili doszło do niej co się stało i znów spojrzała na mężczyznę -Nie... Chyba nie. Dziękuje...- powiedziała trochę zmieszana, nie wiedząc jak na to wszystko zareagować. Ale widząc porozsypywane zakupy i przewrócony rower, zmieniła ton na bardziej ostry, choć nadal trochę rozkojarzony -Ale mógłby pan trochę bardziej uważać!- dodała marszcząc brwi, po czym podeszła do swojego roweru, żeby go podnieść i sprawdzić czy wszystko z nim w porządku i wtedy ten wyleciał jej z dłoni, bo poczuła nagły ból w kostce. Był tak silny, że aż musiała z powrotem usiąść na ziemi.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  48. [ Możemy coś takiego zrobić. Przygoda z trzydziestolatkiem może Justynce wydać się ciekawa. ]

    Jej golf był zardzewiały, jego podwozie według mechanika powinno dawno się rozpaść ale jak widać jeździł. Jak to mawiał jej ojciec kiedyś samochód niezaliczany . Coś w tym było, ponieważ mimo tylu rys i wgnieceń według Justynki nadal był cudowny i była pewna tego, że gdy w końcu rozkraczy jej się na środku drogi i będzie musiała oddać go na złom będzie płakać. Ale gdy człowiek nauczy się prowadzić takiego złoma jak ten jest w stanie pojechać każdym samochodem.
    Na jego słowa na temat tego jak okazała się odważna, że nie uciekała wywołały na jej twarzy uśmiech. A wszyscy tak narzekali na Warszawiaków! Już miała coś odpowiedzieć ale usłyszała głos kobiety. Niektórzy ludzie byli strasznie niecierpliwi, a przecież miejsce parkingowe dla kobiety się znajdzie, wystarczy dobrze poszukać. Nie każdy miał takie szczęście jak Dąbrowska, że trafiła je prawie przy samym wejściu.
    - Możemy się udać. - odpowiedziała patrząc za odjeżdżającą kobietą z lekko uniesioną brwią a kącik jej ust mimowolnie lekko się uniósł. Następnie spojrzała na mężczyznę czekając na jakąś propozycję.

    Justynka

    OdpowiedzUsuń
  49. Na jej twarzy pojawił się nieznaczny grymas. Nietolerowała zbyt wielu zdrobnień, które pochodziły od tego imienia. Jednak nie skomentowała tego, uznając, że jeszcze mogłaby wzbudzić u kogoś satysfkację.
    - Chyba nie mieli na to czasu - odparła całkowicie niezwruszona. Słyszała mnóstwo zdań na ten temat. Że była niekochana, że brakowało jej uwagi, że na śniadanie dostawała paskudną owsiankę... Bla, bla, bla. Mnóstwo teorii i żadnej nigdy nie potwierdziła. Takie rzeczy zostawiała dla siebie, bo im mniej ktoś wiedział, tym ona lepiej się czuła.
    - Rozciągają pochwę - mruknęła, jakby właśnie odkryła sens życia i jej obowiązkiem wręcz było, żeby się tym podzielić. W rzeczywistości to był kolejny argument przeciw dzieciom.

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  50. -Dziękuje ci- odpowiedziała myśląc cały czas o kostce. W końcu w pracy potrzebowała zdrowej nogi -Jestem Inga, ale nie wydaje mi się żebyśmy się znali... Auć!- odpowiedziała kończąc to odgłosem bólu, gdyż mężczyzna właśnie poruszył jej stopą, by sprawdzić czy jeszcze boli -Mam nadzieje że to nie złamanie?- zapytała niby to siebie, niby jego, puszczając jego ostatnie pytanie mimo uszu. Z jednej strony miał racje, ale sam pewnie też nie był bez winy, a jej przecież nie w głowie teraz kłótnie.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  51. -Ojej no.. Tak. Gdyby nie słuchawki na pewno byłabym uważniejsza, ale tu przecież bardziej liczy się wzrok, a nie słuch- powiedziała lekko poirytowana że on nadal drąży ten temat, po czym skupiła się na palcach -Tak. Mogę. No tak, to przecież znaczy że nie jest złamana. Na szczęście- dziewczyna dopiero teraz przypomniała sobie, że jako ratowniczka zna się przecież na pierwszej pomocy i zna te wszystkie reguły -Wiesz, nie chce ci robić problemu...- najchętniej wstałaby teraz, wzięła rower i poszła do domu. Ale jak z tą nogą? Do lekarza też będzie musiała pójść, choćby po zwolnienie. I co z rowerem? -Na pewno muszę cię poprosić żebyś przywiązał rower do jakiegoś słupa. Kod do szyfru to 2535. Puki co i tak nim nigdzie nim nie pojadę... A jak ty się właściwie nazywasz? Ja ci się przedstawiłam-

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  52. [Niech się wkurwi, idzie do baru, a tam go już Eryczek wyczai i będą seksy.]

    OdpowiedzUsuń
  53. [Nie ma sprawy :)]

    -Dzięki- powiedziała gdy zapiął jej rower -No.. Naprawdę wyglądam jakbym się ciebie bała?- zaśmiała sie przyjaźnie -Nie no. Jeśli to nie problem, to zawieś mnie tylko pod szpital. Dalej sobie jakoś poradzę. Jeszcze raz dziękuje- powiedziała chowając nogi do środka i zamykając za sobą drzwi auta.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  54. Nie czuje konieczności przebywania w tym miejscu ani też przynależności do tym podobnych miejsc. Może jedynie miejsce pracy wydaje się być w jakiś sposób z nim związane. W przypadku, gdy jednak ma dzień wolny, pojawia się gdzieś indziej, wyłapuje bardziej niedostępnych osobników i szczyci się sam przed sobą nową zdobyczą. Nie traktuje ludzi jak zabawki, ale gdy Ci oczekują od niego tego samego, co on, sprawa wydaje się by zwyczajnie zbyt jasna, by wprowadzać w to dodatkowe zagmatwanie. Oddaje się więc pitemu alkoholowi, rozmowom o niczym i kiepskiej muzyce, na którą po jakimś czasie przestaje już zwracać uwagę.
    Tamtego mężczyznę zauważa, gdy tylko ten pojawia się w progu. Mruży oczy, obserwując jak ten zamawia sobie wódkę, po czym bez ogródek rusza w jego kierunku i staje naprzeciwko niego, sięgając po butelkę. Nie czuje się winny przewróceniu jej do góry nogami i posmakowaniu, skoro ten siedzi sam i raczej nie zapowiada się na to, by ktoś tu podszedł. Jakby nie patrzeć, robi mu nawet przysługę, ratując przed urwanym filmem. Gdy już wódka uderza mu do głowy, odstawia ją, po czym oblizuje usta i siada na wolnym krześle, wciąż nie spuszczając z niego wzroku.
    - Często obciągasz facetom? – pyta na powitanie, pochylając się nad stolikiem tak, by móc oprzeć się o niego łokciami. Zdaje sobie sprawę, że istnieje szansa iż zaraz dostanie w twarz, ale nie obawia się tego. Lubi silne charaktery. I mężczyzn, którzy myślą, że mogą wypić więcej niż są w stanie.
    /Eryk

    OdpowiedzUsuń
  55. [ Odpiszę jutro :>]

    Justynka

    OdpowiedzUsuń
  56. -He he! Naprawdę? Byłam poprostu w szoku po tym wszystkim. Ty nie?- zaśmiała się -Tak Inga...- dziewczyna wróciła teraz wyobraźnią do tamtych czasów, kiedy dopiero przyjechała. Mieszkanie po babci było w dość dobrym stanie, nie licząc grzyba w łazience. Ale ogólnie wyglądało jak żywo wyjęte z PRL-u. Trzeba było wymienić nieszczelne, podniszczone okna i drzwii balkonowe, wyrównać ściany przed malowaniem i całkiem wymienić podłogi, oraz umeblowanie. Także w łazience i kuchni. Łącznie z meblościanką i dywanami tureckimi. Trochę tego było, ale powoli się zrobiło -Tak. Istotnie. Jak przyjechałam 6 lat temu, jakaś ekipa pomagała mi przy początkowym remoncie. I nawet dobrze się spisali. Zaraz, jak się nazywała ta firma...- zaczęła się zastanawiać, ale przerwała nagle, żeby odpowiedzieć na kolejne pytanie -No ja jestem WOPR-owcem. Przynajmniej na razie- spojrzała z niepokojem na nogę. No ale przecież raczej złamana nie była.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  57. -Usługi budowlano - montażowe...- powtórzyła -No tak! Pamiętam. Ale to było kupe lat temu. Jakim cudem mnie zapamiętałeś, spośród innych klientów, co? Tylko jedno mieszkanie w Falowcu remontowałeś, czy jak?- Zapytała, kiedy właśnie skręcili na ulice prowadzącą wprost do szpitala -No wiesz. Ja w ciągu roku pracuje w akwaparku. A tam jest w porządku. Regularnej wielkości ruch, bo płatne. Przeźroczysta woda. Zawsze taka sama temperatura powietrza, zawsze takie samo światło. No i mogę obejść wyznaczony obszar, czy basen. Nie ma szans by coś przeoczyć. Teraz jestem na plaży. No jest trudniej. Bo gorąco, bo masa turystów, bo fale, bo tak naprawdę nie wiesz gdzie kończy się twój sektor. Ale lata praktyki robią swoje. Naprawdę. Człowiek jest w stanie się wszystkiego nauczyć. A odpowiedzialność? No jest. Ale nie myślę o tym, bo bym zwariowała. Zresztą. Ty chyba też kierujesz się raczej tym, jak wykonać swoją robotę najlepiej, a nie co zrobić, żeby nie zepsuć. Prawda?... O tam masz miejsce- wskazała na pustą przestrzeń między samochodami. Byli już na parkingu.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  58. [Cześć! ;) Szukałam Cię w spisie postów, bo się nie podpisałaś. :P To ja sądzę, że coś może wymyślę. Ale potrzebna mi na to dłuższa chwila. ;)]

    Tomek.

    OdpowiedzUsuń
  59. -Dziękuje- powiedziała kiedy pomógł jej wyjść z auta i ruszyli razem w stronę wejścia. Niestety. Chodzić sama puki co nie mogła. -O. Masz córkę? Ile ma lat?- zapytała z uśmiechem, ale w głowie miała bardzo nieprzyjemną myśl. Wspomnienie o jej własnym dziecku, którego nawet nie zobaczyła. Nie zdążyła. Ale nie chciała teraz o tym myśleć. Podeszli tymczasem do recepcji, żeby mogła się zarejestrować. Oczywiście jak zwykle musiała literować swoje nazwisko. Po chwili podjechała też pielęgniarka z wózkiem inwalidzkim -Wiesz. Nie chce cie dłużej zatrzymywać. Pewnie śpieszysz się do córki. Zostaw mi na siebie jakiś namiar, to może uda mi się załatwić dla was jakiś karnet w ramach rewanżu- powiedziała, prosząc jednocześnie pielęgniarkę, by chwile poczekała.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  60. [Mam takie pytanko: czy Bartek widuje się ze swoją córką? Jeżeli tak to można by było coś tam pokombinować, że np córka z jego byłą żoną są sąsiadkami Tomka i Bartek i on mogliby na siebie przypadkowo wpaść w drzwiach, gdy Tomek szedłby do domu po skończonej dla Lenki gry na gitarze, a Bartek szedłby po swoją córkę. :) Nic innego nie wymyślę. Jeśli czegoś nie zrozumiałaś pytaj, bo piszę teraz trochę chaotycznie :)]

    Tomek

    OdpowiedzUsuń
  61. Okej, to przyjmijmy, że poznali się na myjni i kiedyś tam porozmawiali. Okazało się, że mają sporo wspólnych tematów. Maciej od zawsze był i jest kawalerem, więc ma dużo wolnego czasu, co za tym idzie, zawsze znajdzie też jakieś zajęcie dla Bartka. Tym razem mógł zawitać pod jego domem z rakietami tenisowymi u boku. Będzie chciał go wyciągnąć na kort bez względu na odmowę.

    Maciej G.

    OdpowiedzUsuń
  62. [Przepraszam za brak polskich liter, ale pisze z angielskiego komputera i nawet nie ma tu polskiego sprawdzacza bledow]

    -No ja tez kiedys bylam w szpitalu, ale mialam rownie szybka obsluge. A nawet szybsza. Z tym ze to byla powazniejsza sprawa... No, ale slyszalam, ze rzeczywiscie polska sluzba zdrowia nie stoi na najlepszym poziomie- powiedziala, gdy doczlapali do wreszcie do poczekalni. Az koncu wyszla lekarka i zaprosila ja do siebie. W gabinecie okazalo sie, ze noga jest skrecona i dosc mocno spuchnieta. Kobieta opatrzyla ja i zalozyla opaske usztywniajaca, a potem wypisala zwolnienie -O jestes jeszcze? To milo- powiedziala, gdy od razu od razu po wyjsciu z gabinetu do niej podszedl -To skrecenie. Przez najblizszy tydzien bede unieruchomiona. A nastepny spedze na uczeniu sie chodzic na nowo. Poprostu cudownie- zironizowala -Sluchaj. Moglbys mnie odwiesc do domu?- zapytala kiedy pomagal jej wyjsc ze szpitala. Byla juz naprawde zmeczona.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  63. [Mnie pasuje :), Mogę oczywiście zacząć, ale w godzinach popołudniowych lub wieczornych, kiedy to będę mieć więcej czasu.]

    Zuza.

    OdpowiedzUsuń
  64. W ten weekend miała skupić się na swoim blogu. Nie wiedziała, że prowadzenie swojej własnej strony internetowej może stać się taką fajną zajawką. A co więcej, nie spodziewała się, że jej blog będzie cieszyć się takim zainteresowaniem. Strzał w dziesiątkę.
    W piękną i słoneczną sobotę wybrała się razem ze swoim aparatem do gdańskiego parku. Ludzi było dość sporo, ale jej to nie przeszkadzało. Chciała porobić zdjęcia niby krajobrazowe, w planach mając nową tematykę swoich postów.
    Kiedy wszystko przygotowała, włączyła swoje pełne skupienie i zaczęła fotografować. Co chwila rzucała pod nosem delikatne przekleństwa, denerwując się na oświetlenie, które jak zwykle jej nie odpowiadało.
    W pewnej chwili, przed jej obiektywem znalazła się mała dziewczynka, której Zuzia zdążyła jeszcze zrobić zdjęcie. W końcu odsunęła się od sprzętu i uśmiechnęła się do dziewczynki.
    - Chcesz zostać moją modelką? - zapytała z uśmiechem podchodząc do niej. Rozejrzała się dookoła, zastanawiając się pod czyją opieką jest dziecko.

    Zuza.

    OdpowiedzUsuń
  65. [Odpisałaś. To mnie nie było przez pewien czas.]

    Upija spory łyk piwa z butelki, by dalej zamilknąć na dłuższą chwilę. Nie ma nic do dodania i po raz pierwszy od momentu ich spotkania czuje, że temat został wyczerpany. Chłód alkoholu przyjemnie koi wnętrze i dopiero wtedy Janek uświadamia sobie, że szklanki są w zasadzie zbędne. Przyniósł je odruchowo bądź też wciąż przesiąknięty jest klimatem panującym w domu matki: u niej zawsze używa się naczyń, choć kobieta doskonale wie, że jej potomek konsumuje większość posiłków bezpośrednio z opakowania.
    - Dobra, pokaż mi jej zdjęcie - mówi nagle, przy czym naturalnie ma na myśli córkę kolegi.

    OdpowiedzUsuń
  66. Bierze zdjęcie, patrzy na śliczną dziewczynkę i robi mu się jakoś nieprzyjemnie. Nagle narzekania matki nabierają wyraźniejszych kształtów i uświadamia sobie, że rzeczywiście jest sam. Może związek Bartka się nie udał, ale ten zamiast psa ma córkę. Nie, żeby Janek narzekał.
    - Rzeczywiście, ma jej oczy - mówi, bo Lenka to wypisz, wymaluj Marzena. Uśmiecha się. - Pewnie dziadkowie są dumni, co?
    Przelotnie spogląda na Bengala, który chłodzi się leżąc na kuchennych kafelkach. Janek lubi, kiedy przybiera tę pozycję, wygląda wtedy komicznie, jak pies zdechły.
    Mikrofala oznajmia rozmrożenie pizzy, odkłada zdjęcie na kanapę i rusza w jej kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  67. Gdy pada wyznanie, spogląda na niego zaskoczony.
    - Chyba nie sądzisz, że robi jej krzywdę? - pyta spokojniej, niżby siebie podejrzewał. Wyciąga pizzę, łokciem zamykając mikrofalę, sięga po ketchup i przechodzi przez kuchnię ponad psem, który spogląda na niego kątem oka.
    - Jeśli coś podejrzewasz, powinieneś porozmawiać z Marzeną - wyraża swoje zdanie, siadając z powrotem na kanapie. Pizzę stawia na ławie, by kolejno znów napić się piwa.

    OdpowiedzUsuń
  68. Hej, a co z moim wątkiem?

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  69. Sam również sięga po pizzy, by kolejno zatopić w nim zęby. Niby powinien być objedzony po wizycie u matki, ale na ten posiłek zawsze jest w jego żołądku miejsce. Jednocześnie obserwuje Bengala, który z apetytem pochłania spojrzeniem konsumowany przez właściciela kawałek, wciąż jednak nie podnosząc głowy z kafelek. Janek zastanawia się, czy pies jest bardziej leniwy czy może łakomy. Jego wątpliwości zostają rozwiane już po chwili: czworonóg podnosi się z wyraźnym wyrzutem i siada tuż przed Piątkiem, żebrzącym spojrzeniem wpatrując się w pochłanianą przez niego pizzę. Janek śmieje się i daje usatysfakcjonowanemu psu resztkę. Upija łyk piwa i spogląda na kolegę, jednocześnie unosząc brwi. Pytanie go zaskakuje i w zasadzie nie wie, jakiej odpowiedzi Bartek się spodziewa.
    - Byłem w kilku związkach, ale homoseksualiści mają równe tendencje do zazdrości, co kobiety, a to nie dla mnie. Wystarcza mi czekający na mnie po pracy Bengal. Nie narzeka i zawsze wita mnie radośnie - przyznaje swobodnie, gładząc po głowie psa, który zdążył już oprzeć łeb na jego udzie, teraz dla odmiany wpatrując się w kawałek pizzy Bartka. Janek upija kolejny łyk piwa i sięga po leżące na blacie papierosy.
    - Palisz? - pyta, wysuwając w kierunku mężczyzny paczkę. Najwyraźniej nie czuje żadnego skrępowania niedawną sugestią, jakoby gościł w swoim życiu i łóżku również facetów.

    OdpowiedzUsuń
  70. [Nie ma sprawy. Zdaża się :) ]

    -Okej. W porządku- uśmiechnęła się i razem poszli do auta. Na dworze było już ciemno, ale stacja benzynowa była niedaleko. Kiedy Bartek poszedł zapłacić za benzynę, ona czekając na niego w aucie, sięgnęła po swój telefon i zadzwoniła do kolegi z pracy, by ten wzioł jej rower z ulicy i przechował u siebie. Bała się e mimo zabezpiecznie, ktoś jej go ukradnie. A kiedy jej nowy znajomy wrócił do samochodu ruszyli w 15 minutową podróż do jej bloku -No to jesteśmy- powiedziała, gdy stanęli w pobliżu jej bramy -Może wejdziesz na herbatę?- zaproponowała, chcąc się jakąś zrekompensować. Pozatym i tak będzie musiała poprosić, żeby odprowadził ją przynajmniej do windy.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  71. -Hej! Wystarczyłoby jakbyś wzioł mnie pod ręke...- zaśmiała się kiedy ją podniósł i zaniósł na góre. Jej mieszkanie znajduje się na ostatnim piętrze. Jest 3 pokojowe, choć dosyć małe. Ale ona je lubi. Ma duży balkon z pośrednim widokiem na morze, jest tanie, dobrze położone, a przedewszystkim ma z nim mnustwo wspomnień związanych z wakacjami i babcią. A komuny w nim raczej nie widzi. Wychowała się w Szwecji, więc nie nabrała tej mentalności. -Posłuchaj, mam jeszcze jedną, ostatnią prośbę do ciebie. Tam na górze, w pawlaczu, są kule po mojej babci. Jak byś mógł je wyciągnąć... Dużo by mi ułatwiły- powiedziała gdy weszli do przedpokoju -Tutaj jest salon, a tam łazienka jeśli potrzebujesz. To... czego się napijesz?- dodała chcąc udać się do kuchni.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  72. -No nie jeszcze jej brakowało... Nie, nie otwieraj... Poczekaj wyłącze światło. Wiesz to taka sąsiadka, co wszystko musi wiedzieć i wszystkiego się czepia. Lepiej będzie jak poudajemy że nas nie ma- zaszeptała i po chwili zrobiło się całkiem ciemno i cicho. Babka jeszcze chwile stukała, aż chyba sobie poszła.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  73. Dziewczyna zaśmiała się cicho, słysząc tą całą historię. A kiedy już upewniła się że babka sobie poszła, znów przycisnęła włącznik światła, ale... nadal było ciemno -O co chodzi? Nie chcę się zapalić? Poczekaj chwilę Bartek, sprawdze w drugim pokoju- powiedziala i weszła do salonu. Tam też nic. Okazało się, że nie działa nic na prąd. Dziewczyna wyciągnęła więc z kieszeni telefon i zadzwoniła do innej, milszej sąsiadki, by zapytać jak to wygląda u niej -No to już wszystko jasne. To znaczy ciemne...- powiedziałą w końcu do gościa, a właściwie do czarnej plamy za którą gdzieś tam się znajdował -Dzwoniłam do znajomej, co mieszka kilka pięter niżej. Jej mąż pracuje w elektrowni. Jest awaria w całym bloku i do rana napewno jej nie naprawią. Nie no jakis pechowy ten dzień dzisiaj...- skwitowała w końcu ze zrezygnowanie siadając w fotelu. A dokładniej myśląc że siada, bo pech się nie skończył i wylądowała na podłodze, robiąc przy tym olbrzymi chałas spadającymi kulami.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  74. -Tak, chyba wszystko w porządku. Dzięki. A świeczki są w tamtej szufladzie- podziękowała i wskazałała miejsce oświetlając je komórką -Tam powinny być też zapałki-

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  75. Pytanie małej, rozbawiło Zuzę. W sumie mogła się spodziewać takiego pytania, skąd taka mała dziewczynka mogła znać znaczenie takich słów?
    - Być modelką, to znaczy pozować, czyli ładnie stać i jeszcze ładniej się uśmiechać do aparatu. - wyjaśniła powoli i miała nadzieję, że ze zrozumieniem.
    - Może chciałabyś mi tak ładnie postać i się pouśmiechać? Tylko wcześniej chciałabym wiedzieć z kim Ty tu jesteś..? Bo niemożliwe, abyś sama sobie takie spacerki urządzała - odparła niby ze śmiechem, ale naprawdę trochę się denerwowała. W końcu to było małe dziecko. Może się zgubiła?

    Zuzanna

    OdpowiedzUsuń
  76. Obserwowała chłopaka jak zapala i rozstawia świeczki po całym mieszkaniu. W salonie, w sypialni, w przedpokoju i nawet w kuchni. Uśmiechnęła się do niego lekko, kiedy usiadł w końcu obok niej i zapalił 2 ostatnie świeczki. W pokoju zrobiło się w końcu jasno, ale takim przyjemnym, delikatnie migającym światłem. Po chwili też dało się poczuć zapach lasu iglastego -No u nas w Szwecji ogień... wogle światło, to rzecz swięta. Północne krańce naszego kraju zimą są całkiem pozbawione światła słonecznego. Im bardziej na południe, tym jest go więcej, ale nadal dużo mniej niż w większej części świata. Zresztą w Polsce też go za dużo nie ma. Właśnie dlatego Szwedzi tak go łakną i ubustwiają. Ma nawet swoje święto. Słyszałeś o święcie Łucji?- zapytała wpatrując się w świeczki -A co do zapachu, to strasznie przypomina mi dzieciństwo...- dodała cały czas patrząc na płomień -No to co. Czego się napijesz? Tylko herbata niestety odpada. Wszystko co na ciepło, związane jest z prądem niestety. No chyba że ci w garnku wodę ugotuję- zaśmiała się.

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  77. -He he he... To co? Chcesz żebym ci ugotowała wodę do picia? To może lepiej mleko. Ma przynajmniej jakiś kolor i smak...- powiedziała rozbawiona -Nie no. Z tą wodą to też zażartowałam. Moja kuchenka także jest elektryczna, więc wszystko co na ciepło naprawdę dzisiaj odpada. Ale mogę ci za to zrobić, na przykład drinka, jeśli chcesz. Rozgrzewa jak herbata i nie potrzebuje żadnego urządzenia. Tylko jaki wolisz? Latynoski, czy standardowy - jak ja to mówie- powiedziała zbierając się już z kulami do kuchni. Ale widząc zdziwnie na twarzy chłopaka, wyjaśniła -Bo drinki są trochę jak taniec. Masz latynoskie, czyli te wszystkie kolorowe, szlone, egzotyczne miksy i standardowe. Jak gin z tonikiem, czy rum z colą. To co wybierasz?

    Inga

    OdpowiedzUsuń