wtorek, 15 lipca 2014

"Każda mas­ka, którą przyw­dziewa­my, jest - bądź też wkrótce się sta­nie - częścią naszej twarzy."

Teodor Maksymilian Podgórski
36 lat | kelner w barze | iluzjonista, kuglarz, magik - nazywaj go jak chcesz

Miał być policjantem lub lekarzem. Spełniać marzenia wszystkich wokół. Dostarczyć matce i ojcu wspaniałych wnuków. Wybudować swój dom oraz zasadzić sad. Z psem u boku spacerować o wschodzie słońca i mówić, że niczego w życiu nie żałuje. Nic z tego nie wyszło. Wieczorami rozdaje drinki w barze, żona uciekła od niego na drugi koniec świata, zamiast sadu ma kaktusa na parapecie, natomiast psa zastąpił chomikiem, który nie pozwala mu w spokoju przespać nocy. Zbyt dobrze zna smak mocnej kawy z automatu na rogu, a pety dawno powinny zostać wyrzucone z popielniczki. Wydaje się być samotnikiem, jednak całkiem przyjazny z niego gość. Kieruje się swoim własnym kodeksem. Czasami zasypia na balkonie owinięty w koc, a budzi go starsza sąsiadka. W tajemnicy o poranku zadziwia ludzi swoimi sztuczkami. Nikt nie zna wtedy jego prawdziwej tożsamości, zaś on sam odczuwa satysfakcję, że wywołuje uśmiech na czyjejś twarzy.

Witamy się serdecznie.
Poszukujemy żony, która nagle przypomni sobie, że miłość jednak ma znaczenie.
Zapraszam do wątków i powiązań.
Tam u góry jest link ;)

17 komentarzy:

  1. [Nie słodzę, no skądże. Z Tobą zawsze, jakiś pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Podoba mi się ten pan, więc Cię witam serdecznie.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ten pan ma żonę, która raczej nie byłaby zadowolona z podziękowań, jeśli wiesz, co mam na myśli, oczywiście.
    Wątek i tak chętnie z Tobą będę miała, bo na Mount Cartier chyba właśnie Tobie nadal nie zaczęłam, oj.]

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  4. [Chcę się ładować w wątek, oczywiście, ale Leonard raczej nie musi korzystać z busów, bo do pracy ma blisko niesłychanie, soł...
    Mam tylko w głowie coś takiego - Leonard różny bywa, w barze mógłby po prostu trafić na nieodpowiednią osobę, dostać w twarz i zanim by zdąrzył oddać, to zostałby przez bohaterskiego pana (Teodora) odciągnięty, rozdzielony i w ogóle.
    Miło by było jeszcze, gdyby to nie było pierwsze spotkanie ich, bo takie zaczynanie od początku to średnio mi wychodzi.]

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam i dziękuję za powitanie :3 Przychodzi mi do głowy pewien wątek, co prawda oklepany, ale lepsze to niż nic. Mikołaj może przyjśc na pokaz Teodora lub spotkają się w barze, gdzie pracuje mężczyzna.]
    Mikołaj T.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Chce, chce, chceeee coś|! genialne zdjęcie, ostatnio zachwycam się zdjęciami :d]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Mogli poznać się w podobnych okolicznościach, co te barowe (ewentualnie wtedy to Teodor mógł odciągnąć od jakiegoś człowieka, żeby mu butem żeber nie połamał zbyt wielu) i wtedy zamienili kilka słów. Teraz by się po prostu ze sobą skojarzyli.]

    OdpowiedzUsuń
  8. [I udawanie i młyńskie koło to całkiem miłe propozycję, połączyłabym je :d co ty na to, żeby wstępnie utknęli razem na młyńskim kole i od słowa do słowa, Monia poskarżyłaby się na ojca...:d]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Witam serdecznie. Mam słabość do takich postaci i takich zdjęć. Dlatego od razu proponuję wątek. Tak barowy dość (ja wiem, że oryginalnie...). Mianowicie Anita byłaby raczej stałą bywalczynią klubu i pewnego dnia pokłóciłaby się tam (na ich standardy kłótnia to za łagodne określenie, ale ok) ze swoim aktualnym facetem. Ogólnie zrobiłaby się taka mała zadymka i Teoś musiałby jakoś temu zaradzić.]

    Anita

    OdpowiedzUsuń
  10. [jasne że tak, ale niestety dopiero jutro. mam nadzieje że to nie problem ;)]

    OdpowiedzUsuń
  11. [W porządku, no to zaczynam w takim razie :D Tylko może bez tej babci]
    Mikołaj był samotnikiem. I to nie ze względu na swój specyficzny charakter, lecz z wyboru. Niektórzy ludzie po prostu go irytowali, dlatego mężczyzna wolał trzymać się od nich z daleka. Bywało, że wybuchał niepohamowanym gniewem, gdy tylko coś poszło nie po jego myśli. Zbyt ambitny i uparty w dążeniu do celu. Jednak wbrew pozorom istniały osoby, który potrafiły go zaakceptowac i znieśc jego obecnośc. Jedną z nich był właśnie Teodor. Sąsiad, a jednocześnie dobry znajomy. Faceci lubili wspólne oglądanie meczów przy puszce piwa i użalanie się nad własnym życiem.
    Tego wieczoru Mikołaj miał wrażenie, że zwariuje, jeśli zaraz nie opuści czterech ścian swojego mieszkania. Krzątał się bez celu, trzymając w dłoni do połowy wypalonego papierosa. Urlop sprawiał, że nie miał pojęcia, jak spożytkowac nadmiar czasu wolnego. Postanowił więc zapukac do mieszkania Teodora. Ufał, że przynajmniej przez kilka chwil nuda przestanie mu dokuczac. Włożył na siebie przetarty podkoszulek, zabrał z lodówki czteropak piw i stanął przed drzwiami mężczyzny.
    [Tak jakoś krótko :/ wybacz, że bez "c z kreseczką" ale klawiatura odmówiła mi posłuszeństwa.]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Dobry wieczór. Nim zawalę pomysłami- Masz czas i ochotę poprowadzić wątek między naszymi postaciami? ]

    E. Blumstein

    OdpowiedzUsuń
  13. [Mogliby pracowac w jednym miejscu. W końcu, w pubie gdzie nie brakuje klientów czwórka to nie za dużo. Ewentualnie, mogą byc sąsiadami, hm? Takimi od pożyczenia cukru, obejrzeniu razem jakiegoś filmu itd. ]

    E. Blumstein

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ahhh... Dziękuję :) Opatrywanie ran? Jakież to urocze. Co prawda nie wiem czy Anita umie, ale całą resztę da się na pewno załatwić. Lubię zadymy. Pozwól, że zacznę.]

    Kolejka. Jedna, druga, kolejna. Wypalony w kiblu joint. Pół paczki papierosów. Dudniąca muzyka. Codzienność.
    Ta noc nie różniła się dla Anity praktycznie niczym.
    Wyszła z łazienki. Czuła się jak we śnie, jakby grawitacja na nią nie działała. Uśmiechała się, choć nie będąc w takim stanie częściej płakała niż się śmiała. Ale gdy szumiało jej w głowie, a nogi miała jak z waty wszystko stawało się piękniejsze, znikały wszelkie problemy.
    Anita czuła jak muzyka przez nią przepływa. Nie musiała nic robić, ona ją czuła i ruszała się tak jak ją czuła.
    Rozejrzała się po zadymionym, zatłoczonym pomieszczeniu. Nigdzie nie mogła zlokalizować Karola, z którym tu dziś przyszła, ale dostrzegła na sobie spojrzenie pewnego mężczyzny. Był przystojny. Może nie tak klasycznie, ale miał w sobie to coś, co sprawiło, że Anita się do niego uśmiechnęła w ten sposób. Wydawał jej się znajomy. Po chwili skupienia, o które w jej stanie było ciężko doszła do wniosku, że go na pewno zna. Nie mogła sobie przypomnieć imienia, ale pamiętała bar w którym pracował. Tak, to było dość smutne.
    - Zmieniłeś lokal? - powiedziała mu do ucha żeby ją usłyszał wyminąwszy wcześniej ludzi, jakby robiła to co dzień. Właściwie to robiła. Na jej ustach malował się delikatny, kokieteryjny uśmieszek.

    Anita

    OdpowiedzUsuń
  15. Czuł dogłębną irytację na myśl o bezkarności tego człowieka, który w jego oczach nie był nawet istotą godną tego miana. Był w tej chwili marnym robakiem i chciał mieć jego truchło na podeszwie własnego, ciężkiego buta. Chciał tylko, żeby jego kości chrupały pod nim, bo ogarniała go przemożna chęć na połamanie wszystkiego, co tylko było możliwe do połamania w tym jego cielsku.
    Dostał w twarz, w zęby i zabolało, a oznaczało to, że krew płynęła w jego żyłach szybciej, mocniej i jakoś tak bardziej niż w normalnej sytuacji. Zanim jeszcze został definitywnie odciągnięty, splunął na tego człowieka śliną, która stworzyła nieprzyjemnie wyglądającą mieszaninę wraz z krwią zalegającą mu nieprzyjemnie w ustach.
    Miał temu mężczyźnie, barmanowi za złe, że nie pozwolił mu nawet na to, żeby oddać ciosu. Było to wręcz przygnębiające uczucie, bo nie dość, że oberwał za jakiś zwyczajny w jego mniemaniu komentarz, to został zmuszony do posłusznego zajęcia miejsca przy barze. Wcale mu się to nie podobało i był prawie pewien, że spotka tego człowieka jeszcze po wyjściu z lokalu, a odciągnąć go od tego pomysłu nie był w stanie nawet mężczyzna, który proponował mu darmowy alkohol.
    – Nalej mi wódki – wypowiedział od niechcenia, zaraz przesuwając językiem po swoich zębach. Dziąsła wydawały mu się dziwnie miękkie i było to złe uczucie, jakby zęby miały mu wypaść jeden za drugim już za chwilę.
    Przyjrzał się dokładnie człowiekowi, który stał naprzeciwko niego. Zmarszczył brwi i chociaż wyglądało to dość groźnie, to po prostu zastanawiał się skąd znał tę twarz. Wykluczył potencjalną bójkę i seks, bo tego drugiego i tak by pewnie nie zapamiętał, a po pierwszym miałby raczej w głowie obraz rozbitego nosa, choć niejako i z tą wizją kojarzył mu się tenże osobnik.
    – Ty nie masz najwidoczniej nic lepszego do roboty niż ratowanie mnie, choć wcale, kurwa, nie potrzebowałem pomocy – wyrzucił z siebie, tak właśnie okazując swoistą wdzięczność, którą zaczynał odczuwać wraz z analizą siły, z którą spotkała się jego twarz. – Pierdolę, już nic powiedzieć nie można, bo w ryj i nie przeczę, że normalnie by mnie to satysfakcjonowało, ale najwidoczniej rycerze tacy jak ty nie lubią podobnych przedstawień – wyrzucił z siebie, na nowo nabierając humoru i uśmiechając się dość krzywo.

    Leonard

    OdpowiedzUsuń