wtorek, 22 lipca 2014

„Ludzie byli dawniej bliżsi sobie. Musieli. Broń nie niosła daleko.” — Stanisław Jerzy Lec

27 komentarzy:

  1. [Wow... Bardzo wciągający opis. Takie niesamowicie mi się podobają, ale mnie samej rzadko wychodzą także zazdroszczę.]

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam. Proponuje wątek z Bartkiem. Panowie mogą się już znać. Nawet kumplowac. Jeżeli wymyslilabys jakiś pomysł na wątek to mogłabym zacząć.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [No to ja się ładnie przywitam :P Więc może jakiś wątek z Wandą/Mikołajem? Ja chętnie zacznę, niestety mam pustą głowę, a skoro lubisz wymyślać... :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [cześć. to się dobrze składa, bo ja zaczynam, ale nie wymyślam, przynajmniej ostatnimi czasy. jeśli przyjdzie Ci do głowy coś z do bólu niewinną Majką, zapraszam.]

    Laskowska.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jakim partnerkom, co? Masz Eryka, a myślisz o kobietach. Kim jesteś i gdzie są Twoi geje? I tak jest super. Ale byłby też super gejem. Wiesz.]/Eryk

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Skoro lubisz wymyślać zapraszam do Justynki ;)]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Mój Boże... Strasznie mi kogoś przypomina, zwłaszcza w pierwszej części.
    Udana postać, gratuluję.]

    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hej. Kurcze. Czytając takie karty jak ta, zaczynam mieć kompleksy. Bo u mnie to jest po prostu zbiór informacji o postaci. Tak by ludzie mieli po prostu jakieś punkty zaczepienia, w wymyślaniu wątków i powiązań. Bo zawsze mi się wydawało, ze taka jest właśnie funkcja karty postaci. Z drugiej jednak strony, taka karta jest strasznie nudna i pusta - stad te kompleksy. Tu, u ciebie brakuje mi co prawda konkretnych info, bo tak naprawdę rozpisałaś się, a o postaci wiem tylko tyle, co na samej górze + jaki ma charakter, co tak na prawdę głownie poznaje się dopiero w watkach. Ale zauważyłam, ze coraz więcej się takich kart pojawia, ze się chyba jakaś moda na to zrobiła i powiem ci szczerze, trochę mnie to wkurza, bo jak już mówiłam, nie o to w tego typu wpisie chodzi. Natomiast muszę przyznać jednocześnie, ze niektóre są naprawdę piękne, tak jak to twoje. Gratuluje i chętnie bym z kimś takim zaczęła jakiś watek, bo miałam już z kimś podobnym i było niesamowicie ;)]

    Inga

    OdpowiedzUsuń
  9. [Mi pasuje. Zacznę wieczorkiem, bo zaraz wychodzę.]

    Majka Laskowska.

    OdpowiedzUsuń
  10. Podobne poranki nie powinny mieć miejsca. Okazywało się bowiem, że jego mieszkanie splamione obecnością obcej osoby przez zbyt długi czas potrzebowało wywietrzenia, porządków i wyprania zmiętej przy nogach i przepoconej przez upał pościeli. W trakcie podobnych poranków powietrze, które wdychał gęstniało mu w płucach, a nierozwinięta roleta wprowadzała światło do pomieszczenia i kierowała idealnie na jego twarz. Nie było miłej pobudki, miłego rozpoczęcia dnia i miłej świadomości, że jego noga była przełożona przez biodro śpiącego mężczyzny. Była suchość w gardle i nieprzychylność do wszystkiego, co miało czelność swobodnie oddychać. Oficjalnie darzył nienawiścią podobne poranki.
    Jeszcze zanim wstał, zaczęła go boleć głowa. Nie troszczył się o sen drugiego człowieka. Podniósł się do pionu ostrożnie tylko ze względu na siebie i, odnajdując po drodze swoje bokserki, a następnie zakładając je, powędrował do kuchni. Potrzebował kawy, papierosa i możliwie szybkiego zniknięcia tamtego człowieka z jego łóżka. Zastanawiał się nad nim chwilę, oczekując na zagotowanie się wody.
    Nie pamiętał, żeby wymienili ze sobą zbyt wiele informacji, bo pamięć miał niezwykle dobrą i chociaż tego nie chciał, to kojarzył imiona z twarzami, wiekiem i innymi bzdurami, z których najchętniej opróżniłby swój umysł. Zapragnął, aby i świadomość istnienia Maćka wyparowała. Nie pogardziłby, gdyby to samo stało się i z mężczyzną znajdującym się chyba wciąż w jego łóżku.
    Zrobił kawę, jedną, mocną i drażniącą nozdrza intensywnym zapachem. Papierosy znalazł na lodówce i zostały tam chyba tylko dlatego, że o nich zapomniał, zwykle o tej godzinie musiał udać się do sklepu gnany potrzebą dostarczenia swojemu organizmowi dawki nikotyny.
    Był cholerykiem, był pełen irytacji i trzymał papierosa pomiędzy wargami przez chwilę (przy okazji zaczął niemalże żuć filtr), dopiero po minucie odnajdując zapalniczkę, zaciągając się i odnajdując swój spokój w dymiącej się spokojnie końcówce.
    Usiadł na stosunkowo pewnej szafce kuchennej i wbił niezadowolone spojrzenie w uchylone drzwi od sypialni.

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  11. Był zdolny jawnie okazać swoje niezadowolenie z obecności mężczyzny, gdy ten by się tylko pojawił w kuchni. Przepaliłby mu skórę wzrokiem tak, jak miał w zwyczaju to czynić w podobnych sytuacjach i nie byłoby potrzebne nawet uprzejme wypierdalaj o ile człowiek ten miał umiejętność czytania ludzkich emocji z wyrazu twarzy. Poziom jego niechęci jednak dość zmalał w chwili, w której usłyszał stosunkowo głośne przekleństwo. Jakoś przychylnie i bardziej ludzko był w stanie obchodzić się z osobą, którą, tak jak i jego z resztą, męczył zapewne ból głowy i ogólne niezorientowanie w otaczającym świecie.
    Poczekał cierpliwie na moment pojawienia się Maćka w kuchni, który był nieuchronny, jeśli chciał odnaleźć wąski korytarz, o którego ściany obili się jeszcze poprzedniej nocy, a następnie drzwi wyjściowe.
    – Tam – mruknął, ruchem głowy wskazując w stronę lewą, a więc w stronę nieszczęsnego korytarza. Sięgnął po kubek kawy, która zdążyła już nieco przestygnąć i wręczył go Maćkowi. – Korzystaj, Maciuś, pókim jest tak zajebiście miły – pouczył mężczyznę, uśmiechając się szelmowsko jedynie poprzez uniesienie kącików ust. Cały wydawał się być raczej całkowicie znudzony podobną sytuacją.
    Całkowicie naturalnie pochylił się w stronę Maćka, choć nie styczność z nim była zamiarem, a wyłącznie strzepnięcie popiołu z końcówki trzymanego pomiędzy palcami papierosa do zlewu. Jeszcze zanim się wyprostował, włożył szluga pomiędzy wargi, żeby zaciągnąć się i dmuchnąć dymem w kierunku mężczyzny.
    – Nie wyglądasz na ciotę – oświadczył dość bezpośrednio, trochę podejrzliwie, a przy okazji całkowicie ignorując tą całą poprawność polityczną.

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  12. Dwudziesta pierwsza czterdzieści osiem błyszczała neonem na tarczy zegarka, gdy ramiona pokryły się gęsią skórką pod wpływem pojedynczego podmuchu wiatru. Uda gotowały się powoli opatulone szarym materiałem, spódnica zbyt długa, by iść w parze z ospałymi ruchami i asymetryczną drogą. Ciężar rozłożony równomiernie na plecach nieuchronnie przyciągał do ziemi. To nie była dobra godzina dla drobnej dziewczyny do samotnego wędrowania po mieście, nawet, jeśli od mety w formie Macdonalda dzieliły ją trzy ulice. Mimo upału po karku biegły zimne dreszcze, bo noc zbyt gwiaździsta, przypominała jej tamto.
    - Cześć, mała.
    Kanciasta, spocona dłoń zacisnęła się na lewym ramieniu, odór taniej wódy wwiercił w nieprzyzwyczajone nozdrza. Obróciła się tak szybko, że niemal upadła pociągnięta przez przyśpieszony pakunek na plecach, lecz bez kroku w tył ani w bok. Nawet, gdyby chciała, bez zrzucenia plecaka nie mogłaby uciec, a zostawienie jedynego dobytku na ulicy było wykluczone. Facet zaśmiał się zbyt głośno, zbyt pijacko.
    - Może skoczysz ze mną na drinka, co? - pokręciła głową niemal niezauważalnie, oczy rozwarte w czczym przerażeniu. - Takie laski jak ty nie powinny o tej godzinie...
    - Nie jestem laską.
    Strach wibrujący tuż pod skórą kłócił się z pewnością głosu, ale odpowiedź przyszła automatycznie, zanim nawet dokończył zdanie. Cofała się średnio dwa i pół raza wolniej niż on przybliżał, a gdy wyciągnął ramiona Majka stwierdziła, że nie ma nawet siły uciekać. Gdzieś z tyłu zadudniła trzecia para stóp, którą z góry uznała za słodką halucynację.

    [ach, szczere powiedziawszy zupełnie o tobie zapomniałam, gdy rezygnowałam z MC. ;-; przepraszam, tym razem myślę, że jednak sobie popiszemy. apropo, jaką długość preferujesz? bo mam tendencję do wydłużania, nie wiem, jak się na to zapatrujesz.]

    Majka Laskowska.

    OdpowiedzUsuń
  13. – Czasami trochę trzeba. Gdybyś był gejem, uwierz mi, wiedziałbym o tym zanim bym do ciebie podszedł i miał przed oczami wizję dostania po mordzie – odpowiedział mentorskim tonem, który nijak do niego pasował. W jego ustach dobrze brzmiały wszystkie te rzeczy, których matka nie chciałaby usłyszeć z ust syna. Bywał niepoprawny, owszem, ale jemu samemu bardzo niepoprawna wydawała się wizja zwykłego odskoku w stanie upojenia alkoholowego. Nawet wtedy człowiek doskonale wiedział w co wkładał i czy druga osoba miała małe co nieco pomiędzy nogami. Podobne rzeczy pod wpływem alkoholu robiły albo cioty, które się ukrywały, albo jacyś inni popaprańcy, którzy twierdzili, że im wolno.
    – Trzeba było, kurwa, nie zostawać na noc, wtedy nie miałbyś problemów, staruszku – odpowiedział obojętnie, a następnie dla pogłębienia tego efektu wzruszył ramionami.
    Zaciągnął się po raz ostatni i wyrzucił peta do zlewu, nie mając zamiaru szukać teraz popielniczki, której chyba jako takiej nawet nie posiadał.
    Bez głębszych rozważań, przesunął się znacznie w stronę mężczyzny, żeby następnie zeskoczyć z blatu i obejść Maćka, jakby właśnie na niego polował, a przecież mógł mieć różnorakie zamiary. W efekcie po prostu stanął za jego plecami, a następnie wyciągnął ręce, żeby ułożyć je na barkach i zacząć rozmasowywać w dość umiejętny sposób obolałe mięśnie. Zataczał kciukami kręgi, zbliżając się do karku, na który przed chwilą słyszał narzekanie.
    – Byłoby dużo lepiej, gdybyś się jednak rozebrał, Maciuś – stwierdził, korzystając z okazji i pochylając się nad uchem mężczyzny, żeby owiać je ciepłym, przesiąkniętym papierosami oddechem. Miał w tym wszystkim jakiś cel, zdecydowanie i nie był tak uprzejmy tylko ze zwykłej solidarności.

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  14. Niebywałe jak niewiele potrzeba, by wzbudzić pożądanie. Zwykłe śniadanie; dwie osoby siedzące naprzeciwko siebie, obserwujące się w milczeniu – żadnych niepotrzebnych słów, cz bzdurnej potrzeby przerywania ciszy. Tylko niewerbalna gra. Odrywa długimi paznokciami kolejny kawałek suchej bułki, której okruszki wyścielają ceratę nie pamiętającą lat świetności; z premedytacją modliszki wsuwa ją między wargi, ani przez chwilę nie zmiękczając zbyt aroganckiego spojrzenia, jakim szturmuje bruneta. Kiedy sięga po otwartą butelkę maślanki, szlafrok rozchodzi się na boki odsłaniając mostek oraz nieduży fragment pełnych piersi, znajduje oparcie na miękkich półkulach drażnionych frotowym materiałem. Wciąż na niego patrzy, przerywa po chwili, przechylając butelkę i wlepiając oczy w sklepienie sufitu; większość ludzi preferuje korzystanie ze szklanek, jednakże ona woli używać do tej czynności swoich ust. Zresztą nie tylko do tego. Zimny, gęsty płyn wydostaje się z obu kącików, spływa powolnie po jasnej skórze szyi, samodzielnie wyznaczając sobie własne drogi, a kiedy dociera do klatki piersiowej, kobieta rozciera go dłońmi. Rozchyla poły szlafroka; długie palce kolistymi ruchami rozsmarowuje gęstą maślankę po ciele, zahaczając szczególnie o twarde sutki, mierzwiąc je niemiłosiernie, aby doprowadzić ją w końcu do przeciągłego jęku, który podwaja przeżycia tak samo jak świadomość, iż mężczyzna obserwuje każdy jej ruch. Wstaje, obchodzi stół; nie przestaje ani na moment pieścić twardych piersi, a stanąwszy przed nim, unosi jedną z nich do jego ust.

    Paulina Wojnar

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie rozmawia z nim na temat przeszłości. Wcześniejsze wydarzenia zdają się nie mieć dla niej żadnego znaczenia, choć bywają momenty, gdy zastanawia się w jaki sposób rozpoczęli to wszystko; odwiedza go przeważnie co trzy miesiące, robi swoje i wychodzi, bo tego ją nauczył. Nauczył ją czerpania przyjemności z dwóch splecionych ze sobą w jedność ciał, ale pokazał, że nie można od niego oczekiwać niczego więcej, więc Wojnar godzi się z rzeczywistością, a jako osoba stadna, poszukuje tymczasowego środka zastępczego w postaci innych mężczyzn. Król Maciuś winien być dumny ze swej pojętnej uczennicy, obdartej ze złudzeń. Z premedytacją godną największego sadysty, wyznaczył granice, których nie przekraczają; żadnego bezsensownego pieprzenia od rzeczy, żadnych przytulanek i wymiany rozczulających spojrzeń, czy spacerków za rączki. Ona rozumie i akceptuje, chwilowo zajmując mu połowę łóżka, gdyż w jej mieszkaniu panuje kompletny rozgardiasz, a podchmieleni fachowcy doprowadzają ją do szewskiej pasji samym swym widokiem. Zamierza się wynieść po skończonym akcie.
    Zagryza mocno wargi, gdy nazbyt brutalnie łapie zębami jeden z nabrzmiałych, sztywnych punkcików; ból pomieszany z podnieceniem niemalże rozlewającym się w podbrzuszu, przyćmiewa kobiecą zdolność analizowania każdego gestu, nawet podczas uprawiania seksu. Zajmuje wygodne miejsce z szeroko rozstawionymi udami, ale zamiast rozkosznej wypukłości pod spodem czekającej na dalsze pieszczoty, wyczuwa jedynie zwis przez co chwilę marszy brwi w zadumie, by ostatecznie odebrać to jako wyzwanie. Zanim jej język przemierza od brody do męskich ust żeby nagrodzić je pocałunkiem, uderza go lekko, ale z pewną dozą rozczarowania w lewy policzek, na przekór aroganckiemu uśmiechowi, który wpływa na pełne wargi. Uwielbia robić użytek z ostrych paznokci, dlatego przeciąga nimi po szerokich, umięśnionych ramionach, zapewne zostawiając gdzieś płytkie rany, bowiem jego szczęka zacisnęła się. Wciąż pozostawał milczącym kochankiem. Ociera się o niego, niczym kotka w rui. Soki hojnie wypływające z kobiecości naznaczają materiał bokserek powiększającymi się plamami, a on zaczyna reagować.
    - Marek - mruczy do ucha Maćka, bo choć całkiem grzeczne z niej dziewczę, ma w sobie coś wrednego, co czasami bierze górę nad .

    Golasy, wszędzie golasy

    OdpowiedzUsuń
  16. O tak, pytanie poruszane najczęściej przez matki wiecznych kawalerów oraz starych panien: „kto poda ci szklankę wody na starość?”, miało się nijak do bruneta. Maciek był specyficznym człowiekiem, tego nie dało się tak po prostu ukryć, czy zignorować. Miał już swoje lata na karku (a mimo to nie przybywało mu mądrości w kwestii uczuć), ale zamiast mężczyzny zbliżającego się wielkimi krokami do czterdziestki, zaczynającego rozmyślać nad statecznością, przypominał raczej napalonego golden retrivera: całkiem ładnego, pełnego energii i niezachwianej pewności siebie, Zapomina, że później leci z górki; zanim się obejrzy, będzie wstawał o szóstej rano, żeby przesiadywać w przychodni z emerytami w oczekiwaniu na swoją kolej. Nie brał pod uwagę, że za dziesięć lat nieustannego bzykania, bez zmiany poglądów na relacje międzyludzkie, stanie się podstarzałym tatuśkiem odwracającym głowę pożądliwie za spódniczkami, które zaczną go wyśmiewać, podszeptując coś o kryzysie wieku średniego. Nie oszukujmy się – jako przeciętny Polak, pracownik myjni, nie zbijał kokosów, więc nie będzie mógł zaimponować zasobnością portfela. W zasadzie, gdy spojrzała na niego okiem odkochanej w nim dziewczyny, doszła do przykrego wniosku – Maciej Gorczyński jest płytki. Kieruje się ogranymi stereotypami, że miłość oznacza trzymanie za ręce, wzdychanie do księżyca i zwisanie na balkonie jak pieprzony Romeo, lecz tak naprawdę boi się wziąć odpowiedzialność, troszczyć się o drugą osobę. Paulinie pozostało jedynie współczuć i brać to, co posiadał do zaoferowania. Nie zawsze, ale jednak chętnie przestępowała próg jego mieszkania, najczęściej w głuchej ciszy: nie chciała go płoszyć, ale w oczach niektórych fachowców, regularny seks to prawie związek. Prawie
    Milczy, a ona aprobuje to milczenie, nie domagając się głośnych dowodów rozkoszy. Wystarczą te namacalne. Wystarczy twarda męskość, o którą ociera się przyjemnie wilgotną kobiecością, symulując stosunek; biodra poruszają się miarowo, od czasu do czasu zataczając kręgi, by wrócić do standardowego przód-tył. Piersi, choć zbyt małe w porównaniu do innych, pozostają tak samo wrażliwe na pieszczoty jego ust, języka oraz zębów, jak kobiecość, z którą okrutnie żartował, wciąż pozostając w bokserkach i ocierając się o nią.
    — Przecież mówię Maciek — odparła nie przestając uśmiechać się arogancko ani przez chwilę. Nici z wprowadzenia w plan odrobiny przyjacielskiego podejścia oraz luzu, by zobaczył w niej osobę, a nie kolejną cipę chętnie rozkładającą przed Królem Maciusiem nogi – facet wyłączył się na dobre i choćby teraz recytowała mu „Pana Tadeusza”, robiłby swoje, zaprzątnięty bardziej poszukiwaniem doznań, niż samą Pauliną. Pieścił ją i rozpalał, bo im mocniej była podniecona, tym lepiej działała na niego samego. Czasami przypominał robota zaprojektowanego na dupczenie. Robił to świetnie, no jasne, ale na dłuższą metę ten mechanizm doprowadzał Wojnar do szału. Zmieniwszy pozycję dającą mu znacznie większe pole do popisu, powędrowała dłonią między swoje uda, rozchylając palcami płatki kobiecości. Jeśli myślał, że tym razem się nim zajmie, pomylił adres. Potrafi bawić się sama, własnymi zabawkami.

    [Przepraszam za ten szajs, noale pacz, która godzina. Nie śpię przez Ciebie.]

    Paulina Wojnar

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. – Jesteś zajebiście okrutnym człowiekiem – stwierdził odrobinę pobłażliwym i kpiącym tonem, ale było to na chwilę przed tym, jak Maciek raczył ściągnąć górną część ubrania. Zabrał na ten moment od niego ręce i przesunął oceniającym spojrzeniem po dobrze zbudowanych plecach. Nie robiło to na nim takiego wrażenia, jakie zapewne powinno. Czuł jedynie dziką satysfakcję, ponieważ mężczyzna mu w pewien sposób ulegał i to było dla niego doskonałe. – No, może jednak nie aż tak okrutnym – uznał, w końcu gromadząc w sobie choć krztynę łagodności, która stanowiła swoiste zachwianie jego dotychczasowej, ale podszytej spokojem wrogości wobec wszystkiego, co żywe.
    Ułożywszy dłonie na ramionach mężczyzny, przesunął nimi w stronę szyi, którą ujął pomiędzy długie palce o szorstkich opuszkach. Nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby tego człowieka udusić, nie był przecież furiatem, a jedynie apodyktycznym cholerykiem. Unieruchomił Maćka w sposób niezwykle subtelny, pozwalając na chwilę zwątpienia w jego intencje. Następnie złożył wilgotny pocałunek na karku, który w sprzyjających warunkach zdecydowanie nie stanowił powodu do spięcia i zdenerwowania.
    Sprawdzał go, obserwował uważnie i czekał na reakcję, jakby sprawdzanie odzewu na poszczególne bodźce stanowiło w tej chwili priorytet.
    – Czy na trzeźwo też byś tak bez zastanowienia chciał mnie przerżnąć? – zapytał całkowicie spokojnie, zaczepiając zębami o płatek męskiego ucha, żeby następnie wycofać się i wrócić do spokojnego rozmasowywania pleców w sposób podejrzanie sprawny, bo naturalność kolejnych ruchów była czymś, czego nie można było mu odmówić.
    – Powstrzymałem się przed nazwaniem cię Maciusiem, Maciuś. Doceń – oświadczył pół żartem, a pół serio. – I nie pamiętam tego, gdzie kupiłem zegarek.

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Hm... :). Mam rozumieć, że poza tym Karolina nie ma więcej plusów? ( Oczywiście nie myślę w ten sposób. ) Cieszę się, że w ogóle chciało Ci się doczytać kartę do końca. ]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Witam i zapraszam do wątku z Zuzą. :)]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Miałam odpisać tego samego dnia, a raczej odpisałam i w sekundę po zakończeniu skrobania odpisu nacisnęłam nieopatrznie jakiś link z paska u góry i wszystko mi przepadło, zaś wczoraj byłam na nocy filmowej. Sorki. Dzięki za info, ja nie mam preferencji co do długości wątku, dopóki utrzymuje się na dobrym poziomie. :) ]

    Drgnęła, w pierwszej chwili przerażona głębokim, męskim głosem wydobywającym się gdzieś z tyłu i automatycznie wycofała tak, by w zasięgu wzroku zamknąć obydwie sylwetki. Minęły dwie sekundy, zanim w pełni zrozumiała słowa nieznajomego i chociaż na usta mechanicznie cisnęły się słowa podziękowania, z zaciśniętego gardła nie wydobył się ani jeden dźwięk. Mobilność ciała skończyła się na paru krokach w tył i nieznośnie nie chciała powrócić, więc dalej trwała niczym słup soli, groteskowo nieproporcjonalna do pakunku na plecach, w defensywnej postawie.
    Chociaż na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że wybawiciel przerasta dwa razy niedoszłego oprawcę, pijany facet prócz przerwania przymilania się do Majki nie zdawał się być poruszony tym drugim. Z ironicznym uśmieszkiem wykrzywiającym usta ruszył do przodu ku niemej panice Laskowskiej, lecz prócz pojedynczego, lubieżnego spojrzenia rzuconego w jej stronę przestał zauważać dziewczynę. Pewnym, zaskakująco prostym krokiem przekreślającym hipotezę o pełnym upojeniu alkoholowym zmierzał ku zbawcy, a mimo zmniejszającej się odległości nie znał umiaru, na wpół śmieszna, na wpół straszna próba staranowania silniejszego.
    - Gówno prawda. Chyba, że jesteś takim debilem, żeby zostawiać ją samą po nocy. - parsknął śmiechem i pokręcił niedowierzająco głową. - To moja dziunia, znajdź sobie inną.
    Przy prawym sierpowym szumowiny wydobyła z siebie zduszony krzyk i to było na tyle. Nie tylko całkowita bezbronność, ale przede wszystkim brak nawet najbardziej nieudolnej próby rozdzielenia mężczyzn zaczynały grać jej na nerwach tuż obok lęku, który nie odpuszczał. Miała nadzieję, że wybawca bez większych przeszkód i obrażeń sobie poradzi, a Laskowska nie będzie musiała wstydzić się za siebie więcej niż to absolutnie konieczne.

    Laskowska.

    OdpowiedzUsuń
  22. Dzisiaj obudził się w naprawdę, bardzo kiepskim humorze. Wspomnienia z wczorajszego wieczoru wróciły do niego jak bumerang. Upił się w barze, nawet nie pamiętał wszystkiego. Nie pamiętał nawet tego, że zamówił taksówkę do domu. Dopiero kwitek z rachunkiem uświadomił go o tym zaistniałym fakcie. Pamiętał tylko do pewnego momentu. A potem sru! Nic, a nic. Miał tylko nadzieję, że nie zrobił niczego głupiego.
    Sięgnął do szafki po aspirynę. Powinno mu pomóc. Ewentualnie miał w lodówce jeszcze zapas kefiru. Miał cichą nadzieję, że owy nabiał miał jeszcze dobrą datę przydatności.
    Na całe szczęście nie miał zbyt potężnego kaca mordercy. Ból głowy, to był praktycznie jedynie pikuś. No, w porównaniu z tym, że mógłby cały ranek spędzić na klęczkach, modląc się przed muszlą klozetową.
    Po jakimś czasie jego głowa miała już się lepiej. Wziął zimny prysznic i był w kąpieli, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi.
    "A kogoż to diabli niosą tak rano?" - Zastanowił się przez chwilę, po czym odział się w spodnie. No, ładne to było "rano"... Piąta popołudniu. Otworzył drzwi.
    - O, cześć. - Powiedział, uśmiechając się lekko do swojego niezapowiedzianego gościa.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Po pierwsze sory że dopiero teraz odpisuje. Ale mam jakiegoś pecha co do naszeje rozmowy. To znaczy najpierw odpowiedź całkiem mi się skasowała, zanim zdążyłam wysłać. A potem jak już w końcu wysłałam, to wykryłam pewnien błąd i chciałam go usunąć i wysłać jeszcze raz poprawioną wersje. A tym czasem zamiast się skasować, wyświetlił się jakiś błąd, a jak odświeżyłam, to mój komentarz nadal był, więc odpuściłam sobie poprawianie. A później okazało się, że jednak się usunął i dlatego nic jeszcze nie dostałaś :/
    Odpisuję więc po raz trzeci:

    Chciałm powiedzieć, że taka karta jak twoja moim zdaniem poprostu mija się z celem. I to jedyna rzecz jaką mam jej do zarzucenia. Ja zaczęłam bawić się w blogi grupowe, jak postacie nie dość że nie miały karty, to jeszcze nawet na liście nie było ich imion i nazwisk, tylko nicki autorów. Dopiero pużniej ważniejsza stała się tożsamość postaci, zaczęły się tworzyć tzw. albumy, a na koniec prawdziwe karty. I ja uwarzam że to jest dobra i ważna rzecz. Bo ja ogólnie widze bloga grupowego jako taki multiplayer. Taką gre typu symulator, gdzie tworzysz postać którą grasz i którą symulujesz prawdziwy świat. Ale to nie jest prawdziwy świat, ani nawet wirtualny. To jest świat naszej wyobraźni, tworzony literami i ewentualnie zdjęciami. Ale tak jak prawdziwa gra zaczyna się od stworzenia postaci, tzn jej wyglądu, charakteru i różnych danych (np. gdzie mieszka, czy ma rodzine), tak i tu tak jest. Tylko nie przez specjalne opcje i przyciski, a przez kartę postaci właśnie, która jest jednocześnie całkowitym obrazem tej postaci. Bo jak mówie, to nie jest wirtualny świat, w którym widzisz złożoną z pikseli osobę i jej otoczenie. To jest świat naszej klawiatury i tylko ona może nam ją pokazać. A tymczasem w twojej karcie nie widzę postaci, tylko urywek z jej życia. I to właśnie mi nie pasuje. Ale nie też mogę powiedzieć, że tego nie doceniam. Twoja karta zresztą wyjątkowo mi się podoba. A i moje nie wszystkie są takie ja ta tutaj :)]

    Inga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [To tyle jeśli chodzi o naszą międzyautorską rozmowę. A co do wątku, to pewnie chcesz żebym zaczęła. Więc zaczne, bo pomysł też bardzo mi się podoba. A musze to zrobić w osobnym komentarzu, bo za dużo znaków ;p ]

      To był wyjątkowo męczący dzień. Szczególnie dla kogoś, kto musiał przebywać w pełnym słońcu przez kilka dobrych godzin. A do tego mieć przez cały czas oczy dookoła głowy. No cóż, taka dola WOPR-owca. Żeby tego było mało, powietrze całkiem stało, a na niebie długo nie było żadnej chmurki. Długo, bo po południu wreszcie zaczęło się coś zmieniać. Najpierw na błekitnej trawce nieśmiało zaroiło się od białych baranków, które szybko zaczęły rosnąć w coraz to większe barany. Aż w końcu znad horyzontu można było dojrzeć czającego się na nie wielkiego, czarnego wilka. Tego dnia na plaży było mnustwo ludzi. Nic dziewnego, w taką pogodę, w środku lata... Inga stojąc w swoim pomaranczowym stroju z białym napisem WOPR, opserwowała niebo i kąpiących się, jednoczesnie. Wiedziała już że burza ich nie ominie. Znała się na tym. Ale tamci nie bardzo palili się do wyjścia a chłodnych fal. Wystraszyło ich dopiero najpierw ciche, a potem coraz głośniejsze warczenie owego wilka. Niedługo potem dało się poczuć jego chłodny i przyjemny oddech. Swoją drogą dziwne, jak na coś, co właśnie połknęło słońce. I dlatego właśnie zaczeło się robić coraz ciemniej, ale ludzie nadal zbierali się wyjątkowo wolno. Nagle wilczysko zaczęło się ślinić. Widać nadal nie najedzone. Najpierw drobnymi kroplami, a potem coraz gęściej. To zamieniło dziwne spokojnych plażowiczów w stado rozszalałego bydła, które ratunku szukało pod najbliższymi dachami restauracji. Inga musiała w tym czasie dopilnować, by każdy wyszedł z wody. A było jeszcze paru takich wariatów, którzy chcieli zaznać kąpieli z piorunami. Kidy już ich wygwizdała i ochrzaniła, no i upewniła się ze wszyscy są daleko od wody, podbiegła jeszcze do swojego stanowiska, by zmienić flagę na maszcie, na czarną i schować wszystkie rzeczy, które nie będą w stanie przeżyć tego ślinotoku. Dopiero wtedy na bosaka pobiegła do tej samej restauracji co inni. Z tym że długo musiała szukać wolnego miejsca, które naszczęście okazało się wolnym krzesłem przy stoliku, na tarasie. Na szczęście, bo to oznaczało że będzie mogła sobie w końcu odsapnąć. Bo tak naprawdę była już tak mokra, że nie miałoby znaczenia czy postałaby na tym deszczu dużej. A tym czasem wilk rozszalał się na dobre. Zamaist śliny, zaczęły mu chyba wypadać wszytskie zęby, bo właśnie rozpadał się najprawdziwszy grad.

      Inga

      Usuń