piątek, 18 lipca 2014

20 komentarzy:

  1. [Dzień dobry. Uniwersytet Medyczny nie taki duży. Co powiesz na to, żeby Adrian rozwalił związek koleżanki z roku Estery? Punkt zaczepienia nieduży, ale już jakiś jest :) ]

    E. Blumstein

    OdpowiedzUsuń
  2. [No cześć. :) To jak tam to rozegramy?]

    Kalina

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć dla tego chłopaczka na blogu i dla Ciebie też, Nieistniejko.]

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  4. [Uwielbiam go. Powiem Ci, że jest taki, jak sobie go wyobrażałam - może poza urodą cherubinka, ale to już ustalałyśmy i mówiłam, że na tego pana się zgadzam. ^^
    Czekam w takim razie na wątek, o.]

    Kalina

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Przeczytałam kartę i Adrian ma w sobie coś naprawdę fajnego :>]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Bo tak mi się śpieszyło żeby dołączyć, że w sumie karta nic o niej nie mówi. W wielkim skrócie można powiedzieć, że to mała podróżniczka nie wiedząca czego chce od życia. A gdy widzi na swojej drodze przeszkody najłatwiej jest jej po prostu uciec. Dziewczyna, która nie taktuje swojego życia do końca poważnie, ponieważ powoli powinna zacząć myśleć o rodzinie a jej myśli nawet w najmniejszym stopniu nie idą w tym kierunku :> A za miłe słowa o zdjęciu, dziękuję !]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witam serdecznie ;) Ktoś w końcu pochwalił mój gust! Animacja znaleziona zupełnie przypadkiem. Czasem coś fajnego mi się trafi.
    Co do powiązania, to jestem za. Więc jedziemy z wątkiem, hm? Co Ty na to, by Adrian spotkał wieczorną porą Filipa zupełnie zalanego w trupa, który zaczepia jakieś spódniczki? Ot tak, byłoby wesoło.]

    Filip

    OdpowiedzUsuń
  8. [Poproszę jeszcze o małą podpowiedź- jaką długośc preferujesz? Skoro dostałam pomysły to zacznę (niestety dopiero wieczorem), ale wolałabym nie ośmieszac się pięcioma linijkami, ani też nie zabijac wypracowaniem ]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Oho, to już drugi komplement od Ciebie pod moją kartą. Śliczne dzięki. Smiejąc się pod nosem przyznam, że nie jestem w stanie nic więcej napisać, bo gif u góry nie pozwala mi oderwać od siebie wzroku.]

    Burkot

    OdpowiedzUsuń
  10. Spędzanie czasu na plaży miało swoje atuty, jak i wady. W dzień można było ochłodzić się w morzu, przy tym chroniąc się przed wszechobecnym upałem, jednak człowiek musiał przygotować się na prawdopodobne spotkania z meduzami, a do tego oparzeniami słonecznymi, jeśli ktoś pod wpływem gorąca zasnąłby plackiem na ręczniku. Natomiast nocą... Wszystko zdawało się bardziej tajemnicze, mroczne, może nawet niebezpieczne. Rzadko kto samodzielnie wypuszczał się w tak późnych godzinach na plażę w obawie przed napotkaniem jakiejś pijackiej bandy kibiców lokalnej drużyny piłki nożnej lub żużlowców. Jedni i drudzy do zbyt bezpiecznych nie należeli, szczególnie po znacznych ilościach wypitego alkoholu. Sęk w tym, że nocą człowiek mógł w spokoju skupić się na sobie, własnych myślach; często przypominając sobie sytuacje sprzed kilku/kilkunastu godzin, analizując wymiany zdań z różnymi osobami, a przy tym stwierdzając, że zawsze można było inaczej zareagować na dane słowa.
    Taka właśnie była Kalina.
    Wszystko musiała rozkładać na części pierwsze, a potem doszukiwać się ukrytego znaczenia w danym geście, mimice, sposobie wypowiadania poszczególnych wyrazów. Może dlatego też tak dobrze się czuła na tej psychologii? Zawsze chciała mieć umiejętność rozumienia innych i może miała do tego smykałkę, jednak bez typowej wiedzy książkowej... Ciężko było dokładnie zrobić czyjś profil psychologiczny, a tym samym znaleźć wytłumaczenie na jakieś tam zachowania. Miała zasady, których się trzymała, może dlatego wielu twierdziło, że jest Żelazną Dziewicą, której nikt nie może mieć.
    Ale wracając. Antonowa nigdy nie bała się przesiadywania samotnie na plaży. Podkulając nogi pod siebie i paląc papierosa za papierosem wsłuchiwała się w szum falującego morza. O dziwo, tej nocy fale były spokojniejsze, a morska bryza przyjemnie wpływała na płuca nałogowego palacza, jakim był nasz rudzielec. Przeświadczona o tym, że nikt jej nie towarzyszy, zsunęła buty, zanurzając stopy w morskiej wodzie. To było tak kojące, tak uspokajające...
    Dopóki ktoś bezczelnie nie zabrał jej papierosa z dłoni. Każdy, kto znał Kalinę, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie zabiera się temu karłowi papierosa. Nigdy. Nie dziwne, że rudowłosa zmrużyła ostrzegawczo swoje ciemne oczy, wbijając spojrzenie w człowieka, który tak bezczelnie przerywał jej kontemplację nad własną egzystencją.
    — Dosyć często. Teraz już nie jestem pewna czy to dobre miejsce — odebrała swojego papierosa. Nie wyglądała na zachwyconą tym, że ktoś obok niej usiadł. Nawet, jeśli ten chłopak, młody mężczyzna, czy jak go powinna nazwać, należał do tego procentu ludzi o niezwykle miłej dla oka aparycji.

    Kalina

    OdpowiedzUsuń
  11. [Mam taką nadzieję! :D Ach, plus trochę więcej okazji do oglądania tego gifa, ups. Co do tej całej przyziemności - lubię szaraków z garścią udziwnień w kieszeni, bo w sumie sama się za takiego uważam. Plot twist: właśnie się zorientowałam, że zgłosiłam się do Kaliny, bo chciałam przejąć Adriana, ale w porę zrezygnowałam. Nie wyszedłby mi taki, jak Twój.
    Czas na konkrety: nasi panowie są w tym samym wieku, co otwierałoby nam pewne możliwości - podobne kręgi znajomych i tak dalej. Chciałabyś, aby się znali? Albo może już na coś wpadłaś? Nie jestem mocna w męsko-męskich. Nie wymyślę nam nic błyskotliwego. :(]

    Burkot

    OdpowiedzUsuń
  12. [w moich postaciach zawsze jest coś, co mi nie odpowiada. nieważne, jak długo bym nad nimi pracowała. niemniej jednak dziękuję - myślę, że czas kart podzielonych na ładne, zatytułowane akapity i strzelanie suchymi faktami jednak już minął ;) ah patrzę i patrzę na ten gif i napatrzyć się nie mogę, a i Adrian bardzo interesujący. próbujemy skleić jakiś wątek?]

    Judyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że czas kart podzielonych na ładne, zatytułowane akapity i strzelanie suchymi faktami jednak już minął

      BŁAGAM, bo rodzi się we mnie ogromna obawa wobec tego bloga.

      Usuń
  13. [przepraszam, że dodam to tutaj ale poczułam się ciut osaczona przez kolegę/ koleżankę powyżej ;) pomysł jak najbardziej mi odpowiada, myślę, że mogłaby wyniknąć z tego zabawna sytuacja. jeśli jednak chodzi o zaczęcie, zrobię to dopiero jutro z racji, iż o tej porze wyszłaby z tego kaszana. chyba, że Ty masz na to ochotę.]

    Judyta

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie czuje skrępowania, wychodząc na niewielką scenę. Robił to dziesiątki razy i za każdym dawał sobie radę, dostając przy tym wystarczająco duże napiwki, by nie narzekać na stado podnieconych na jego widok samców. Ten zresztą nigdy mu nie przeszkadzał. Męskie spojrzenia zawsze mu się podobały, szczególnie, gdy zwrócone były ku jego kroczu, którym to zazwyczaj wszyscy byli zainteresowani. W tym momencie jest podobnie. Wychodzi na podest, dotyka pośladkami rury, a potem zaczyna grać muzyka, a on czuje się wyśmienicie. Nie interesuje go nic, prócz tego, by zaspokoić wygłodniałych gości swoim ciałem. Pokazuje im, co ma najlepsze, bardzo powoli pozbywając się kolejnych części ubrania. I kiedy pozbywa się paska u spodni, gotów też rozpiąć rozporek, zauważa tego chłopaka, który – mimo że pasuje do tego miejsca – wydaje się być paskudnie odległy. Od tej pory więc tańczy dla niego. Patrzy mu w oczy, zrzucając z siebie bieliznę, a później ponownie, gdy dotyka swojego krocza. Schodzi ze sceny i pozwala innym mężczyznom dotykać go i wciskać banknoty za gumkę cekinowych bokserek, przy czym wciąż zmierza w wybranym wcześniej kierunku. Znajduje się naprzeciwko niego i bez ogródek wpakowuje się na kolana nieznajomego, wyginając się do tyłu na tyle, by swoim kroczem otrzeć się o to cudze. Jest zadowolony. Podnosi się i patrzy mu w oczy odrobinę za długo, po czym wstaje i jakby nigdy nic, wchodzi z powrotem na scenę, kończąc występ.
    Za kulisami ubiera swoje własne ubrania, pije do końca drinka, po czym wchodzi na salę wejściem dla personelu. Nie ma problemu z dostrzeżeniem tamtego chłopaka, który wciąż wydaje mu się nieco za młody, by być w takim miejscu. Podchodzi do niego i opiera się o blat. Najpierw zamawia sobie kolorowego drinka, po czym siada na wysokim stołku i nachyla się w stronę mężczyzny, tak by mógł usłyszeć go w tym hałasie.
    - Nie stanął Ci. Byłem zawiedziony – stwierdza, uśmiechając się do niego, po czym nie spuszczając z niego wzroku zaczyna sączyć swojego drinka, by kolejno oblizać z lubieżnością usta.

    Eryk

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie przepadała za swoim kierunkiem studiów. Wiedziała, że w przyszłości będzie musiała zmierzyć się z tragicznymi przypadkami, ratować ludzkie życie od śmierci tak, jak i ona niegdyś została uratowana. Nie miała pojęcia, czy zdecydowała się na nauką na danym wydziale pod wpływem impulsu, czy namów ciotki. Nie przypuszczała jednak, że każdy wykład będzie przypominał jej o wydarzeniach sprzed kilku lat. A zmierzenie się z przeszłością nie należało do najłatwiejszych zadań. Nieustannie ten sam, przerażający obraz przed oczami, ta sama pustka, brak uczuć, brak sensu. Nie rozumiała, jakim cudem udało jej się dobrnąć aż tutaj. Nadchodził czas praktyk. Bała się go bardziej niż czegokolwiek. Dopiero teraz stanie przed prawdziwymi wyzwaniami.
    Szła w kierunku miejskiego szpitala, co chwilę myśląc o tym, by się wycofać. Czuła, że to zbyt wiele, że nie jest w stanie unieść tego ciężaru. Sama nie znała wartości ludzkiego życia, a przyszło jej walczyć w jego obronie. Nerwowo przytulała do siebie czarną torebkę. Z pewnością wyglądała absurdalnie niczym małe, zagubione dziecko. Kiedy stanęła tuż przed wejściem do budynku, musiała stoczyć nieprawdopodobnie trudną wewnętrzną walkę. Wiedziała, że jeśli ucieknie, jej ciocia będzie zawiedziona tym zachowaniem. Choć miała dwadzieścia pięć lat, wciąż żyła pod jej kloszem, w przeciwnym wypadku z pewnością by sobie nie poradziła. To właśnie Marzena zapewniła jej schronienie, dała rodzicielską miłość, zastąpiła matkę. Wanda nie chciała sprawić jej przykrości, robiła wszystko, by wynagrodzić kobiecie tę dobroć. Ostatecznie wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę. Jej oczom ukazał się długi, biały korytarz. Podeszła do okienka rejestracji, podała swoje imię, nazwisko, wszelkie potrzebne dane i pokazała dokumenty. Raz kozie śmierć, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  16. Na swojej drodze spotkała już różnych ludzi. Jedni w większym, bądź w mniejszym stopniu wbili się w jej pamięć, jednak każdy na swój indywidualny sposób wpłynął na to, jaka była tu i teraz.
    Kalina nie ufała ludziom. Ciężko jej było dopuścić ich do siebie, chociaż paradoksalnie uwielbiała poznawać nowe osobowości, nawet jeśli potem wypychała ich wszystkich ze swojego życia, odcinając się kilometrowym, grubym murem.
    W psychologii był to bardzo znany zabieg w wykonaniu (przede wszystkim) kobiet porzuconych przez swoich ojców w okresie wchodzenia w dorosłość. Takie przedstawicielki płci pięknej bały się ufać, zakochiwać, a jeśli już do tego doszło, zawsze jako pierwsze kończyły swoje związki, by znowu nie poczuć tego okropnego uczucia odrzucenia, jakie im towarzyszyło przez tyle lat. Inne związywały się z mężczyznami dużo starszymi od nich, doszukując się w nich takiego męskiego wzorca w ich życiu, którego zabrakło lata wcześniej. Kalina natomiast wolała w ogóle się nie pakować w bliższe relacje z ludźmi, bowiem bała się, że ostatecznie znowu zostanie sama i zdana tylko na siebie.
    Jednak wróćmy do sytuacji na plaży.
    Wiatr rozwiewał jej rude kosmyki, przez co z coraz większą irytacją odgarniała kolejne pukle w tył. Już dawno powinna te kudły ściąć, ale wtedy... Raczej nie wyglądałaby tak zadziornie, jak teraz. Nie mogłaby ukryć twarzy za zasłoną z rudych pukli, kiedy nie chciała, aby ktoś na nią patrzył. Trochę jak teraz, jednak wiatr wcale nie ułatwiał jej życia.
    — Morze jest nie tylko idealne na upały. Jest tajemnicze, cały czas w ruchu. Piękne i niebezpieczne. To nie tylko zbiornik wody, w którym możesz się popluskać — mruknęła, czując nieodpartą potrzebę wtrącenia swoich trzech groszy. Przystawiła filtr papierosa do wcześniej zwilżonych ust i zaciągnęła się ukochanym papierosowym dymem. Kochała to drapanie w gardle, kiedy nikotyna dostawała jej się do płuc. I te ciche syknięcie żaru za każdym razem, gdy smakował papierosa. To był piękny nałóg. Kalinie zawsze wydawało się, że palacze wyglądają atrakcyjniej, pewniej siebie niż jakby nagle odebrać im jeden z głównych atrybutów. Kobiety stawały się femme fatale rodem z filmów noir, a panowie sukinsynami z klasą.
    — Zawsze tak zaczepiasz obcych ludzi? — wyciągnęła metalowego zippo z wygrawerowanym cytatem: Hell is empty and all the devils are here, Szekspira. Widać, to był dość osobisty prezent, bowiem zanim wsunęła mu ją do dłoni, musiała odruchowo spojrzeć na grawer. Dziwna dziewczyna.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Jakiś wątek, powiązanie z Zuzią?]

    OdpowiedzUsuń
  18. A myślał, że jak to będzie wyglądało? Że rzuci się mu na szyję po pięciu minutach rozmowy? Że wygra zakład dzięki pięknym oczom i przyjemnym tembrze głosu? Niedoczekanie.
    Kalina nie traktowała go jednak jak wroga. Owszem, irytowała ją jego nadmierna pewność siebie, którą wykazał chociażby poprzez odebranie jej papierosa z ust. Zaburzył przestrzeń osobistą rudzielca, do tego wymusił na niej tak intymne przeżycie jakim było dzielenie się papierosem, bądź zapalniczką. Mimo wszystko, potrafiła w jakimś stopniu załagodzić to wszystko, najnormalniej w świecie niewerbalnie nakazując mu samoobsługę jej zapalniczką.
    Kątem oka obserwowała poczynania jasnowłosego panicza i z każdą chwilą, każdym jego gestem, wbijała palce wolnej dłoni chłodny piasek, pozwalając mu przesypywać się między nimi.
    — Skoro zniechęcam ludzi do siebie, to co tutaj jeszcze robisz? — uniosła wyregulowaną brew do góry, skupiając się w tamtej chwili tylko i wyłącznie na swoim rozmówcy. Czyżby był zdolny wyczuć jej nastrój z początku? A może był jasnowidzem? Lub nie miał żadnych problemów z percepcją.
    Strzepnęła popiół obok, starając się nie ubrudzić ani siebie, ani nieznanego przybysza — w końcu miała w sobie jakieś ostatki dobrego wychowania. Jednak jego pytanie... Sprawiło, że musiała się zastanowić. Zmarszczyła lekko brwi, obserwując w milczeniu twarz Adriana. Nie znała go, jednak potrafił poprowadzić rozmowę w takim kierunku, że zaczynała wydawać się interesująca, a irytacja pierwotnym zachowaniem schodziła na dalszy plan.
    — Niebezpieczna... Może. Zależy w jakiej sytuacji — tak, bo to z metra cięte rude coś miało niby cokolwiek potrafić. Co mogłaby zrobić? Kopnąć w łydkę najwyżej. Ale szczekata była, a i owszem. Potrafiła się kłócić. Bić... Niekoniecznie. Ale każdy inaczej patrzy na niebezpieczeństwo, tak? Dla niektórych jest to prawdopodobieństwo fizycznej przemocy dla innych nagła chęć stałego związku ze strony drugiej osoby. — Ale piękno... To jest pojęcie względne. I nie mi jest oceniać czy należę do tych pięknych czy też nie. Ocenę pozostawiam chociażby tobie, Bezimienny — zgasiła papierosa w górce z piasku i zakopała peta pod niewielką warstwą. Ot, aby czyjś zmysł estetyczny nie został urażony.

    Kalina

    OdpowiedzUsuń
  19. To nie zdarza się często. Oddział jest zamknięty. Wejście i wyjście umożliwia karta bądź klucze, które są w posiadaniu lekarz, pielęgniarzy i salowych. Cholernych salowych. Powtarza sobie, że nie mogło go tam być, ale przekonanie, że być powinien jest silniejsze. Zajmował się innym pacjentem na drugim końcu korytarza, na oddziale panował młyn, lekarze zabierali podopiecznych do swoich gabinetów, koledzy Janka po fachu przyjmowali nowego pacjenta, rozdawali leki. Jedna z salowych myjąc pokój postanowiła otworzyć balkonowe drzwi, aby przewietrzyć pomieszczenie. To był ułamek sekundy. Chorego już nie było. Dalsza część zmiany nie należała do przyjemnych. Pielęgniarka oddziałowa odreagowywała stres wynikający z odpowiedzialności za ów incydent na podwładnych, pojawili się też mundurowi. Poszukiwania okazały się bezskuteczne, uciekiniera nie było ani w mieszkaniu, ani u rodziny, znajomych czy w pracy. Jego lekarz prowadzący wzniecił awanturę. Jak to możliwe, że nikt nie zwrócił uwagi na zaniedbanego mężczyznę w piżamie, na boso? Janek również się nad tym zastanawiał.
    Nawet koniec zmiany nie skraca wyrzutów sumienia i dalszych rozważań. Nim zdaje sobie sprawę, sam wpada w wir poszukiwań. To jedna z tych nieuzasadnionych chwil, kiedy troska o inną osobę bierze nad nim górę. Sprawdza każde miejsce, które przychodzi mu na myśl i jest w tym równie użyteczny, co stado policjantów. Ląduje w galerii handlowej w pobliżu miejsca pracy chorego z zamiarem skonsumowania czegokolwiek, ale kiedy stoi już przed szeregiem restauracji i fastfoodów nie czuje się głodny. W zamian kupuje kawę i kieruje się ku wyjścia. Mija schody. Staje. Ktoś wpada na niego, pada nieprzyjemny komentarz, a on wciąż tkwi w bezruchu. I nie wie, dlaczego w moment później pnie się w górę budynku, by kolejno pchnąć ciężkie drzwi wychodzące na dach. Być może gdyby nie powaga sytuacji, roześmiałby się, kiedy zbieg okoliczności ukazuje mu dwie sylwetki na tle pochmurnego nieba i gdańskiej panoramy. Robi kilka kroków w ich kierunku, ale zaraz zatrzymuje się. Nie wie, czy para zdążyła zamienić choć słowo, niemniej wyraz twarzy chorego budzi niepokój. Zaczyna grzmieć, spadają pierwsze krople deszczu. Potrzebuje wsparcia. Podejmuje decyzję i chce się wycofać. Dokładnie w tym samym momencie dwie pary oczu spoczywają na nim. Tkwi w zupełnym bezruchu w charakterystycznej dla siebie, niedbale przygarbionej postawie, jedną dłonią dla wygody ściska ramię plecaka.
    - Masz na imię Kamil, prawda? Pamiętasz mnie? - pyta swobodnie, jak gdyby sytuacja wcale nie była nienaturalna, pacjent niebezpieczny, a on sam przerażony. Odpowiada mu długa cisza, która podsyca niepewność.
    - Nie wrócę tam. - Ton głosu chorego miesza w sobie niedowierzanie z przerażeniem. Zaraz jednak te zostają zastąpione nienaturalną zaciętością, co Janek poznaje po wyrazie twarz mężczyzny i charakterze kolejnej wypowiedzi.
    - Nie wrócę tam, nie wrócę, nie pójdę z tobą, nie zabierzesz mnie tam. Bo go zrzucę. - Strzela słowami niczym z karabinu maszynowego, w następnej kolejności chwytając materiał na torsie nieznanego Jankowi mężczyzny. Włosy jeżą mu się na karku, po plecach przechodzi nieprzyjemny dreszcz, a on całym sobą skupia się na tym, by tego niepokoju nie pokazać. I udaje mu się, stoi niewzruszony, wciąż wpatrując się w oczy pacjenta. Wie, że jest w stanie rozwiązać tę sytuację, ale negatywne konsekwencje potencjalnego niepowodzenia przyćmiewają ową świadomość.
    Posyła kontrolne spojrzenie największej ofierze tego zbiegu okoliczności. Nie spieprz tego, nie spieprz tego, nie spieprz tego krzyczy w myślach w naiwnej nadziei, że tamten telepatycznie odbierze ten nakaz. Jednocześnie stara się odczytać z jego twarzy cokolwiek. Bez skutku. Rzuca na ziemię plecak, ściąga z siebie bluzę i robi krok do przodu, wyciągając ubranie w kierunku Kamila.
    - Załóż to, proszę. Przeziębisz się.

    OdpowiedzUsuń