niedziela, 13 lipca 2014

Robisz mi nieporządek w chaosie

KALINA ANTONOWA
Znajdź mnie szybko. Zanim znajdzie mnie kto inny.
15.05.92 r., Białystok
III rok, neurobiopsycholgia

Wychowanie przez samotną matkę nie należy do przyjemnych. Częste zmiany miejsca zamieszkania również. Nieumiejętność dogadania się z własnym ojcem i spora bariera językowa miła nie jest. Ogólnie, życie wydaje się być do dupy, jeśli człowiek tak zacznie się zastanawiać. Trzeba dostosowywać się do innych, rezygnować z własnych marzeń na rzecz drugiego człowieka. Wszyscy oczekują od nas Bóg wie czego, a najlepiej, abyśmy robili to, czego oni od nas wymagają, a nie to, co chcemy. Jeszcze lepiej, jakbyśmy tego nienawidzili. Tak, masochizm w czystej postaci zadowoliłby ich najbardziej. I potem, obowiązkowo musielibyśmy przekazywać tę myśl swoim dzieciom, by były równie nieszczęśliwe i równie nienawidziły świata. Wizja idealna.
I tak pomiędzy tym wszystkim jest ONA – blady rudzielec z piegami zdobiącymi nos i policzki. Metr sześćdziesiąt chodzącego nieszczęścia. Pechowiec jakich mało. Nigdy nic nie wygrała, nawet na patyczkach od lodów z Algidy ma wiecznie wyryty napis "Spróbuj jeszcze raz!". Wierzy w zabobony, złe oko i rzucanie uroków, dlatego niewiele mówi o swoich planach, aby przypadkiem ktoś złą myślą nie sprawił, że wszystko pójdzie w łeb. Od zawsze robiąca za powierniczkę, spowiednika i doradcę w jednym. A do tego głos sumienia, który potrafił używać rękoczynów do wyperswadowania komuś totalnej głupoty. Małe to, zdawałoby się – spokojne, ale do czasu. Nie ufa ludziom, choć w swoim życiu ma parę osobistości, za które skoczyłaby w ogień. Woli słuchać i obserwować zamiast mówić. Nie ocenia, bo sama nie była święta. 
Ma swoje małe dziwactwa; boi się horrorów, nigdy nie wychodzi z domu bez telefonu i słuchawek, a nocą co chwilę odwraca się za siebie. Uwielbia przesiadywać na plaży, najlepiej wieczorem, gdy jest o wiele spokojniej. Ogólnie, nie lubi ludzi, ale kocha ich obserwować i poznawać. W końcu to takie ciekawe stworzenia. Nic dziwnego, że studiowanie sprawia jej taką przyjemność. Świadomie, bądź nie, wykorzystuje sztuczki psychologiczne, jakich się nauczyła do tej pory. Taka subtelna manipulacja chociażby. Pali, bo to lubi, a przynajmniej tak woli tłumaczyć postępujący z roku na rok nałóg. Nienawidzi zwykłego piwa, o wiele bardziej woli taniego Bulgariusa lub jakieś smakowe siki, jak to mawiają znajomi z roku. Ciężko jej się dogadać z płcią piękną, stąd więcej czasu spędza w towarzystwie panów. Chciałaby móc komuś w pełni zaufać, jednak nie pcha się na siłę i tego człowieka nie szuka. Pije nałogowo zieloną herbatę o poranku. Nigdy się nie spóźniła – zawsze jest pół godziny przed czasem. Podczas pierwszego spotkania sprawia wrażenie wrednej i wywyższającej się, a do tego niesamowicie milczącej. Z czasem jednak każdy zauważa, że jest kochana. I wredna. Pyskata również. Jednak wciąż kochana.
Pomimo rosyjskiej części genów, nie potrafi sklecić choćby zdania w rodzimym języku ojca, który zostawił ją i jej matkę, gdy nasz rudzielec miał dwanaście lat. Odszedł do kochanki – młodszej, cycatej i głupszej. Jak się potem okazało, Kalina i jej matka nie były pierwszymi, które zostały porzucone. W ogólnym rozrachunku Antonowa posiada trzech starszych braci, jednego młodszego i dwie młodsze siostry. Stąd też jej ogromna niechęć przed dużą rodziną. Ba, jakąkolwiek rodziną. Planuje zostać starą panną z kotami, na które jest uczulona i umrzeć z kieliszkiem wina w jednej dłoni, a papierosem w drugiej. 
Ot, taka królowa paradoksów.

Tadam.
Świetlicki tu i ówdzie.
Się dziecko na zdjęcie zdecydować nie mogło, stąd te zmiany. 
Na razie tak ostatecznie będzie ta karta wyglądać.

38 komentarzy:

  1. [Podglądałam kartę, bo jestem złym człowiekiem :d Witam bardzo serdecznie! :) Ojciec Moni tez miał zapędy do młodszych, głupszych, z większym biustem. A śmierć z kieliszkiem wina to najlepsza śmierć ever! :D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [no wiem, że jestem. cóż zrobić, trzeba z tym zyć :D chcemy coś? :D]

    OdpowiedzUsuń
  3. [nie mam, ale mogę coś zacząć kombinować :D ładne zdjecie!]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Bo w sumie racja, nie ma się co bać tak przemiłego człowieka.
    Wątek, wątek... A pomysły jakieś są czy nie są?]

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ty rzucasz pomysł, to ja będę musiała zacząć. Uch, zrobię to jutro za dnia. W porządku?]

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  6. [Witam, witam i o wątek pytam. Nie wiem dlaczego, ale od razu wyobraziłam sobie Kalinę, jako nową sąsiadkę Leny, chociaż nawet nie wiem, gdzie panienka Antonowa mieszka. Co o tym myślisz? Mam nadzieję, że nie będziesz krzyczeć. ;)]
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  7. [Troszkę późno, ale witam. Ładne zdjęcie.]

    //Kawa

    OdpowiedzUsuń
  8. [Witam się! Od chujów bez szkoły wyzywać nie będziemy razem z Jakubem. Jakieś pomysły? Chętnie coś wieczorem zacznę, bo teraz cierpię z okazji powrotu od dentysty i trzyma mnie jeszcze znieczulenie, które działa też na mózg.]

    Jakub

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hmm. Co powiesz na sąsiadki z naprzeciwka, które jeszcze nie miały okazji nawet porozmawiać do czasu, aż w ich kamienicy wyłączono prąd z powodu burzy? Mogę nawet zacząć.]
    ~Lena

    OdpowiedzUsuń
  10. [To może w takim razie zapytam jak tam chęci na wątek. I ewentualnie pomysły.]

    //Kawa

    OdpowiedzUsuń
  11. [Mam nadzieję, że wszystko odpowiada. ;)]

    Pierwszy deszcz lunął koło godziny dziewiętnastej, zupełnie bez żadnego ostrzeżenia. To był największy problem podczas lata. Pogoda była zupełnie nieprzewidywalna. Dobra, może wcześniej było, jak zwykła mówić jej babcia „duszno i parno”, ale do cholery podczas upałów zawsze tak jest!
    Gdy Lena wpadła do klatki schodowej była już całkowicie przemoczona. Bluzgała pod nosem, że zachciało jej się spacerów. Pierwsze, co zrobiła wchodząc do domu to zrzucenie z siebie mokrych ubrań i nałożenie suchych. Stojąc przed lustrem, palcami przeczesała mokre włosy i sięgnęła po suszarkę.
    Jej włosy nie były jeszcze nawet w połowie wysuszone, gdy charakterystyczne brzęczenie suszarki ustało, a ją otaczała całkowita ciemność. Ostrożnie otworzyła drzwi łazienki i „na macanta” odnalazła włącznik światła w korytarzu. Pstryknęła kilkakrotnie, lecz nic się nie zmieniło.
    Zaklęła siarczyście pod nosem. Prąd wyłączyli chyba zapobiegawczo, jeszcze przed uderzeniem pierwszego pioruna, który rozbrzmiał dokładnie w momencie, gdy Lenie udało się odnaleźć klucze od mieszkania. Szybko podjęła decyzję, że nie ma najmniejszego zamiaru siedzieć sama bez światła. Na klatce panował całkowity mrok. Opuszkami palców odnalazła dziurkę od zamka i umieściła tam klucz, po czym przekręciła. Ostrożnie stawiając kroki, podeszła do drzwi znajdujących się naprzeciwko jej. Z walącym sercem zapukała.
    ~Lena

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ach, a on jeszcze specjalnie zbijałby ją z tropu i denerwował, idealnie. A co na konkretny wątek?]

    //Kawa

    OdpowiedzUsuń
  13. Odkąd pamięta, matka powtarzała, że nie wyrośnie z niego nic więcej, jak awanturnik i narwaniec. Robiła to z uśmiechem, głaszcząc go po ciemnej czuprynie, i... chyba właśnie za to tak jej nie znosił. Nie potrafiła się na niego nawet normalnie zdenerwować, nigdy nie dostał od niej po pysku, choć niejednokrotnie na to zasługiwał, ba!, nawet przydałoby mu się coś takiego. Oblewany kubłem zimnej wody był w szkole, ale co z tego, skoro matka zaraz dzwoniła do sekretariatu i tłumaczyła wszystkie jego wybryki tym, że ciężko mu po stracie ojca?
    Jej przepowiednie sprawdziły się w stu procentach - gdyby było inaczej, nie szarpałby się z jakimś szczylem tylko dlatego, że tamten krzywo na niego spojrzał. Później poleciało kilka niepotrzebnych słów... no, może kilkanaście.
    Ręka bolała go od pierwszego wyprowadzonego ciosu, a przed oczami miał lekkie mroczki, bo, jak często mu się zdarzało, nie docenił przeciwnika, który najzwyczajniej odpłacił mu się tym samym. Krew zbierająca się w ustach miała metaliczny posmak, powietrze wokół świszczało nieprzyjemnie, a on sam czuł, jak puchnie mu policzek. Świetnie, znowu wróci obdrapany do domu.
    Popchnął chłopaka na przeciwległą ścianę i wypluł mocno już zabarwioną na czerwono ślinę. Bójki były jego codziennością, pewnikiem w dotychczasowym życiu. I Bazyl udawał, że wcale nie widzi wzroku ciotki, którym mierzyła go, gdy rano stawiał się do pracy cały w siniakach. Tak samo nie widział dezaprobaty w oczach matki.
    Cholera, czasami miał wrażenie, że nawet ludzie na ulicy patrzyli na niego w podobny sposób.
    Na dziś chyba naprawdę miał dość. Widocznie podobnie uznał jego nieznajomy rywal, który ruszył szybkim, acz chwiejnym krokiem, w przeciwną stronę, odwracając się co chwilę, grożąc palcem i charcząc coś o tym, że jeszcze się zobaczą.
    Często tak było - faceci w swoich szarpaninach odpuszczali szybciej, niż kobiety. Tamte mogły wiecznie się tłuc i ciągać za włosy, płci brzydszej wystarczyło wypłacenie sobie po sztuce na pysk.
    Zieliński zacharczał, szykując się do ponownego przyozdobienia chodnika zawartością swojej jamy ustnej, ale przerwało mu to pojawienie się jego prywatnej, narzekającej na niego wiecznie, Matki Teresy. Mógł się tego spodziewać - prawie nigdy nie dane było, by Kalina zobaczyła go podczas epizodu innego, niż obijanie sobie ryja, chlanie w trupa, czy wciąganie jakichś podejrzanych substancji.
    Nie pojawiła się też znikąd, Bazyl już wcześniej słyszał kroki, ale bardziej zależało mu na zachowaniu wszystkich zębów, niż gorączkowym sprawdzaniu kim jest przybysz, kierujący się w jego stronę. W sumie to i lepiej, że przyszła jak już było po wszystkim, bo co niby mogłaby zrobić? Prosić ich, żeby sobie odpuścili?
    - Heszć - wymamrotał coś, co miało być powitaniem, rozciągając usta w jak najszerszym uśmiechu. Pożałował chwilę później, bo obity policzek dał o sobie znać.
    Och... no, pewnie niepokojąco to wyglądało.

    [Uprzedzam, że to mój pierwszy wątek od kilku miesięcy, więc musisz mi wybaczyć to, co popełniłam tam na górze. :D Mam nadzieję, że nie jest najgorzej, a jeśli jest - poprawię się, obiecuję!]

    Bazyl

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Dwoje mnie odesłało, jedno nie odpisało... Może Kalina chciałaby mieć coś wspólnego z Esterą? ]

    E. Blumstein

    OdpowiedzUsuń
  15. Wymamrotał coś niewyraźnie i, najzwyczajniej w świecie, odwrócił głowę, by splunąć po raz kolejny. Takich rzeczy nie robi się przy damach, nie robi się ich przede wszystkim przy kobietach, ale, jak już wszyscy wiemy, Bazyl nie uznawał prawie żadnych reguł. Szczególnie tych spod szyldu savoir-vivre.
    - Może by tak najpierw jakieś "hej, cieszę się, że cię widzę"? - zapytał, unosząc brew i ściągając usta w kreskę. Taką minę robiła czasami jego matka, a on ze zwykłej przekory ją przedrzeźniał, bo, choć nie miało to teraz sensu (w końcu nie widziała tego, prawda?), poprawiało mu nieco humor. Och, oczywiście, że ten grymas nie był przeznaczony dla niego, w końcu rodzicielka złościła się bardziej przez życiowe wybory bohaterów jej ulubionego serialu, niż na fakt, że jej syn wracał przyćpany i z obitym pyskiem do domu.
    Śmierć ojca była naprawdę przełomem w jego życiu. Zostało mu przecież po nim jedynie kilka książek, które teraz rozpadały się, nosząc dumnie ślady intensywnego użytkowania, pare płyt w połamanych już pudełkach (polski rock, Bazyl tego nienawidził) i stary aparat. No, właściwie aparatu już teraz nie było, bo zniszczył go kiedyś, gdy zdarzyło mu się za długo myśleć.
    Terapeuci nie pomagali. Matka wysyłała go do psychiatry, a on zgodził się tam pójść jedynie po to, by ten przepisał mu pół apteki jakichś śmiesznych, małych tabletek. Masz za co je wykupić? Nie? Och, dobrze - otwierał swoją magiczną szufladę i wyciągał po kolei wszystko, co widniało na recepcie.
    Łatwo się domyślić, że Bazyl tego nie brał. Dobrze, brał, ale tylko wtedy, gdy chciał się porządnie naćpać. Fajna sprawa - leżysz na łóżku, cały twój pokój ciągle rozjeżdża się i kurczy przez kilka godzin, a ty nie masz siły i ochoty nawet podnieść do góry ręki.
    - Nie dramatyzuj, ten gnój sam się prosił o wpierdol - powiedział spokojnie, schylając nieco kark, by ułatwić jej wycieranie przyschniętej krwi, która nawet nie była jego - widocznie typek przetarł po swojej skroni przed tym, jak postanowił odwdzięczyć się pięknym uderzeniem. Co jak co, ale Zieliński doceniał takie rzeczy, nawet jeśli przez nie wyglądał gorzej niż zazwyczaj.

    Bazyl

    OdpowiedzUsuń
  16. [Lanie wody jak ta lala. Mam nadzieję, że coś z tego wyciągniesz i przy okazji przebrniesz jakoś.]

    Nie był na tyle niezdolny do logicznego myślenia, żeby pognać na plażę. Nie tego dnia, bo przecież wiało, zapowiadało się na deszcz, ale jego matka zwykła mówić, że szaleństwa to odziedziczył w genach po tatusiu. Nie miał szczególnej okazji, żeby sprawdzić trafność słów rodzicielki, ale pijaństwo i wszystkie inne wyskoki był w stanie usprawiedliwić z drwiącym uśmiechem na twarzy. To wszystko wina genów była i nie zawsze skutkowało, ponieważ za którymś razem bliski był utracenia wzroku, kiedy matula zamachnęła się i trafiła w nieszczęsną potylicę. Od tamtej chwili wszystko było winą genów i tego, że go matka po głowie była jak był mały.
    Spacer w podobnych warunkach nie był szczególnie przyjemny (był za to doskonałym potwierdzeniem pijackiego chaosu w głowie), ale animuszu dodawał mu alkohol tętniący w żyłach oraz możliwość samotnego współistnienia z hałasem powodowanym przez rozbudzone morze.
    Sprawdzał odporność na wodę starych, wojskowych butów, pozwalał lodowatej wodzie moczyć spodnie i jedyną rzeczą, którą dziarsko trzymał w niestabilnej, jak z resztą całe ciało, ręce, była paczka papierosów. Nie mógł przecież pozwolić na jej zamoczenie, choć doskonale wiedział, że wewnątrz znajdował się już tylko jeden naprędce skręcony pet.
    W pewnym momencie po prostu się zachwiał, trafiając na dłuższą falę i śliski kamień. Sprawił on, że stopa ustąpiła, czego skutkiem było chwilowe, ale mocne utracenie równowagi. Upadek na zbity piasek nie należał do przyjemnych, dlatego wolał chyba nie ryzykować tej wątpliwej przyjemności powtórzenia podobnej przygody i tylko żal mu się zrobiło, że z tego wszystkiego pet wpadł do wody.
    Zaklął siarczyście i w akcie całkowitej rezygnacji położył się, patrząc na niebo z miną obrażonego, małego zasmarkańca. Grzebał dłonią w piachu i pomyślał sobie nawet, że pewnie jeśli ktoś by go zobaczył, to pomyślałby o nim, jako o topielcu. Ta myśl niespodziewanie pozwoliła zapomnieć mu o zatopionym papierosie.

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  17. [Cześć!
    To niech się Kalina nie wstydzi, Ignaś też by chętnie sobie pogadał, a co.]

    Ignacy

    OdpowiedzUsuń
  18. [Rozmawianie z kolesiem, który kupił sobie butelkę wódki i obserwuje zachód słońca z braku lepszego zajęcia podchodzi pod okoliczności? Bo nie wiem, mogłaby być sobota, wygonili go z chałupy i biedak nie ma co ze sobą począć; Kalina by się dosiadła czy raczej nie bardzo? Jestem dzisiaj tak beznadziejna w myśleniu w ogóle, że aż wstyd, to jedyne co mi do głowy przyszło.]

    Ignacy

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dziękuję za przywitanie ;) Kalina, Kalina interesująca postać. Jakieś pomysły na wątek/powiązanie?]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Wyręcz mnie, poczekam cierpliwie. :D]

    Ignacy

    OdpowiedzUsuń
  21. – Ale kochanie, rzecz tkwi przecież właśnie w tym, że ty nie musisz, a i tak za każdym razem to robisz – powiedział spokojnie, wkładając dłonie w kieszenie bluzy, co okazało się niekoniecznie dobrym posunięciem, bo kostki zapiekły go po zetknięciu się z materiałem.
    – Przyznam, że sam tego nie rozumiem... ale twój altruizm jest mi całkiem na rękę. – Mrugnął okiem porozumiewawczo, jednocześnie siląc się na choćby odrobinę powagi.
    Kalina w ogóle nie była w jego typie. Znaczy... fizycznie całkiem mu się podobała, ale była zbyt spokojna i poukładana, by na dłużej zamącić mu w głowie. Bazyl może i nie lubił wulgarnych panien, które pluły, bluzgały i piły na umór (w kwestii związków oczywiście, jeśli chodzi o zwykłe znajomości, to chyba wszystkie jego koleżanki tak się zachowywały), ale te pewne siebie, z mocnym charakterem i brakiem skrupułów jak najbardziej u niego plusowały. Delikatne, nieśmiałe, z mocnym kręgosłupem moralnym były przecież zbyt nudne.
    – Obiecuję ci, że przy następnym spotkaniu postaram się, by obyło się bez szarpanin i tego lekkiego rozlewu krwi.
    Oj, naiwni ci, którzy by w to uwierzyli!
    Bazyl nie lubił mówić o śmierci swojego ojca, właściwie nie lubił mówić nawet o sobie, a Kalina była jedną z niewielu osób, z którymi mógłby zahaczyć o ten temat. Może dlatego, że temat śmierci rodzica znała z autopsji? Zieliński nie znosił, kiedy ktoś mówił mu, że wie co czuje. Cholera, tego nie dało się wiedzieć, kiedy nie było to czyjąś codziennością!
    – W sumie chciałbym się jakoś odwdzięczyć za tę twoją wieczną troskę i matkowanie mi, ale chyba mamy różne pojęcia dobrej zabawy...

    Bazyl

    OdpowiedzUsuń
  22. [Fajna pani na zdjęciu c: Pozwól, że od razu zapodam pomysł na wątek. Może spotkanie na plaży, kiedy Bartek i jego córka będą sobie spacerowali to Lenka zaczepi K. Może być?]

    OdpowiedzUsuń
  23. [A skrobniesz parę zdanek na rozpoczęcie? Ja dałam pomysł...]

    OdpowiedzUsuń
  24. Myślę, że ta opcja, którą proponowałaś wcześniej - z zakładem, będzie dobra. A co się tyczy Adriana, nie wiem, czy karta nie ulegnie później modyfikacji. Ta była pisana na szybko, więc jest nijaka. Nie powinna się jednak zmienić jego kreacja. Tak czy inaczej, zacznę pewnie jutro wątek, bo dziś brak mi czasu. A jeśli przy okazji chciałabyś żeby coś skorygować w karcie, to jest dobry moment na zalecenie mi tego :).

    Adrian K.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Cieszy mnie to niezmiernie. A masz może na niego jakiś pomysł? :)]

    Kacper

    OdpowiedzUsuń
  26. Usilnie starał się weprzeć samemu sobie, że nie był pijany i nieomal wymówił tę kwestię na głos akurat w chwili, w której jakaś zgrabna sylwetka zakryła mu widok na zachmurzony nieboskłon.
    Uśmiechnął się do dziewczyny w sposób dość paskudny, choć w rzeczywistości był to grymas łobuzerski i stosunkowo zachęcający do stosunków z nim w formie różnorakiej.
    – Oczywiście, że wszystko w porządku, tak sobie tylko leżę, bo jestem w chuja zalany – oświadczył beztrosko, choć zaczynał widzieć problem w tym, że było mu zimno, mokro i jakoś tak nieprzyjemnie. Nie pomagała nawet świadomość niedalekiej odległości od własnego mieszkania, choć począł się zastanawiać nad tym, czy aby na pewno miał do swojej niezbyt pokaźnej ostoi tak niedaleko czy może zapuścił się jednak w jakieś miejsce zbyt oddalone, żeby wracać w podobnym stanie pieszo.
    Nawet jego otumaniony alkoholem umysł potrafił przetworzyć wszystkie zjawiska pogodowe i stwierdzić, że pozostanie na wolnej przestrzeni nie było raczej dobrym pomysłem. Odetchnął głęboko i podniósł się do siadu odrobinę zbyt gwałtownie, bo musiał powstrzymać mdłości. Wszystko jakoś zafalowało i nie wiedział, czy to może faktycznie przesadził czy po prostu fale sprawiały wrażenie, że wraz z nimi ruszało się wszystko dookoła.
    – Zakładam, że nie masz przy sobie fajek – wybełkotał, drapiąc się po policzku, do którego przykleiły się ziarenka wilgotnego piasku. I spojrzał znów na niebo, z którego zaczął powoli spadać deszcz, ale jemu i tak już było wszystko jedno.

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Od tego roku na UG jest kierunek biologia medyczna ze specjalizacją neurobiologia :)
    Bardzo dziękuję za powitanie, a zdjęcie sama ubóstwiam, więc co sobie miałam żałować :D Zdjęcie Twojej postaci też jest całkiem... zniewalające. Takie ... Czy eteryczne to jest dobre słowo? Bo jak tak, to właśnie takie jest ^^]

    Agata

    OdpowiedzUsuń
  28. [Już widzę, jak będzie jej rozbawiony dogryzać i przekształcać jej imię na Malina ;) A i panienka z temperamentem, więc będzie ciekawie.]

    Filip

    OdpowiedzUsuń
  29. Wieczorem piasek jest przyjemnie chłodny. Nagrzany za dnia parzy stopy jak rozżarzony węgiel, ale zaraz gdy słońce chowa się za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi, podłoże staje się zimne i ciemne. Niektórzy powiedzieliby, że przygnębiające. On woli określenie „kojące”. Gdy za dnia człowiek gotuje się w oparach gorącego powietrza, nocna wizyta na plaży może stanowić ostatnie i najlepsze wybawienie od upalnego lata. Powietrze w pokoju chłopaka wciąż jest ociężałe i dusi, a Adrian nie ma najmniejszej ochoty sprawdzać ile dodatkowych minut jest w stanie wytrzymać w tej małej, klaustrofobicznej kawalerce. Wychodzi z domu kierując się prostą drogą do morza. Dopiero tam czuje delikatny powiew wiatru na twarzy i nie przeszkadzają mu nawet pasma włosów cisnące się niepowołanie do oczu. Jest mu dobrze, a do pełnego szczęścia potrzebuje tylko paczki papierosów. Nigdy nie opuszcza domu bez fajek i dziś też sięga dłonią do kieszeni spodni. Czuje pod palcami tę charakterystyczną, papierową strukturę owiniętą folią i już ma wyciągać paczuszkę spod jeansu, gdy oczy rejestrują ruch w pobliżu wody. Co więcej, widzi kobiecą sylwetkę i papierosowy dym, unoszący się ponad rudą czupryną.
    Kalina. Poznał jej imię, gdy zakładał się o nią z kolegą. Niewiele o niej wie, ale domyśla się, że musi uchodzić za Żelazną Dziewicę, skoro Karol rzucił mu wyzwanie. Ten chłopak nigdy nie gra w ciemno. Rzecz w tym, że Adrian wierzy w swoje możliwości i nie wątpi, że prędzej czy później dziewczyna przekona się do niego. Sam z chęcią by się z samym sobą zaprzyjaźnił, gdyby nie fakt, że zrobił to już z chwilą narodzin. Tak twierdzą niektórzy, bo nie mogą uwierzyć, że jego niewyobrażalny narcyzm mógł rozwinąć się w takim stopniu w ciągu paru ostatnich lat. No więc jest on i jego alter ego — oboje zakochani w Kopańczyku.
    Odgarnia włosy z nad czoła, a nim rozsądek nakazuje odejście, pokonuje dzielącą ich odległość i już siada na piasku tuż przy dziewczynie. Bezczelnie wysuwa rdzawy filtr spomiędzy jej smukłych palców, dzieląc z nią nie tylko przestrzeń, ale jak się okazuje, również papierosa. Zaciąga się nim, chwilowo na nią nie patrząc. Odchyla głowę eksponując grdykę. Dym zostaje wypuszczony wprawnie z pełnych, męskich ust, rozpływając się szybko w powietrzu.
    — Często tu przychodzisz? — oddaje jej peta, dopiero teraz przesuwając wzrokiem po kobiecej twarzy i splątanych od wiatru włosach. Przy niewyraźnym, księżycowym świetle jego tęczówki przybierają barwę ciemnego grafitu.

    Adrian K.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ależ w jego oczach była! Cóż, Bazyl miał ten swój pogląd na zabawę, który w oczach innych mógł wyglądać lekko patologicznie, i gdy ktoś go nie podzielał, z rzędu lądował w worku osób mniej ciekawych.
    - No ja niee wieeeem czy podołasz, Kalina. Raczej nie wyglądasz na dziewczynę, która lubi włóczyć się w nocy po jakichś podejrzanych miejscach - powiedział spokojnie, uśmiechając się pod nosem.
    Zieliński był impulsywny, pluł na chodniki, zaliczał setki gleb na swojej poobklejanej deskorolce, gdy po raz kolejny starał się wykonać jakiś super trick na barierce, na tej samej desce wjeżdżał w starsze panie i ich niewielkie, głośno szczekające pieski, nie znosił nudy, puste puszki po pepsi wyrzucał za siebie, a nie do śmietnika, i był takim dużym dzieckiem, ale...
    Z tym wszystkim równocześnie ścierały się książki, które czytał, jego dziwna fascynacja historią, i, no jednym słowem, wcale nie był przykładem tępego dresa z osiedla. Do powiedzenia miał coś w wielu tematach, co nie znaczy, że to robił - udawanie nieświadomości wydawało się łatwiejsze.
    Dobrze wiedział, że porywczość może kiedyś go zgubić. Przecież już nie raz wyklinał siebie, gdy okazywało się, że pękło mu kilka żeber, dwa palce były wybite, a ten nadgarstek niekoniecznie może być po prostu nadwyrężony od dźwigania waliz klientów hotelu.
    I on wiedział, dobrze wiedział to wszystko, a mimo to... nie próbował się zmienić. Bo przecież lubił bójki, zdarzało mu się je prowokować, i wcale nie robił z siebie ofiary. Lubił te całonocne melanże z ludźmi, którzy mieli do opowiedzenia wiele ciekawych historii, lubił park nocą i nawet lubił moment, w którym kończyła się cola - wtedy wódkę zapijał wódką.
    Nie był materiałem na chłopaka, syna, brata (jak dobrze, że nie miał rodzeństwa!), pracownika miesiąca, ojca, i właściwie możesz tutaj wstawić prawie wszystko. Bo Bazyl był jedynie dobrym kumplem, czy jak kto woli przyjacielem, choć sam takowych nie posiadał. Dziwny był z niego typ, dziwny i specyficzny.
    - Skoro potrafisz się bawić, to chyba niczego nowego cię niestety nie nauczę - stwierdził, robiąc przy tym minę zbitego psa. - Aaaale możemy iść się napić, bo podejrzewam, że na nic więcej cię nie namówię. Plener czy jakiś marny klub z najebanymi siksami? Wiesz, w lepszych nie bywam.

    Bazyl

    OdpowiedzUsuń
  31. [Dzięki! Choć zdaje mi się, że nie zagrzejemy tutaj miejsca ;D]

    Karina

    OdpowiedzUsuń
  32. Piasek już po pierwszym kontakcie z ubraniem zdążył wejść w kieszenie i wszędzie tam, gdzie go nie chciano, ale Adrian przywykł do tej małej niedogodności. Nie przeszkadzały mu nawet te kamienne drobinki za nogawką, które niezmiennie i wciąż go łaskotały, czy ręce, brudne od trzymania ich na sypkim podłożu. Plaża nie była dla tych, którzy mieli hopla na punkcie czystości, bo tutaj po prostu nie dało się wyjść bez dodatkowych gramów piasku za ubraniem.
    Tymczasem poziom wody przy przypływie zbliżał się niebezpiecznie blisko jego buta, więc nie narażając się na zbędne moczenie obuwia, podniósł się na rękach, cofając się odrobinę w tył. Tym samym nieco zakłócił ich dwuosobowy szereg, czym chyba się nie przejął, bo nie przeszkodziło mu to w prowadzeniu rozmowy. Czy też monologu. Jeszcze nie był pewien co do tego, czy dziewczyna podchwyci jego słowa i dołączy do dialogu.
    — Najlepsze na ochłodzenie się.
    Widział jak sceptycznie podeszła do jego obecności, ale coś tak błahego nie mogło go zniechęcić do wygrania zakładu. Albo do poznania jej. Obie te sprawy miały dla niego jakieś znaczenie. Co prawda druga wiązała się ściśle z pierwszą, bo bez prawdziwego zawarcia znajomości nie było mowy o niczym więcej, niemniej jednak jego chęci do wysłuchania jej były szczere. Motywy niekoniecznie czyste.
    —Coltelli w XVII wieku proponował ludziom mrożoną jarzębinę, ale osobiście wolę morze — rzucił naturalnym tonem, jakby znali się od lat. Jak widać nie miał problemu z dostosowywaniem się do sytuacji i przeważnie potrafił rozmawiać ze wszystkimi, więc teraz też wróżył sobie dobrą przyszłość. W końcu nie mogła go odpychać wiecznie, tak? Z tym podejściem mógł daleko zajść. W najgorszym przypadku mocno dostać. Ale to go akurat nie przerażało. Człowiek po dziesiątym razie przestaje liczyć uderzenia, a przy trzynastym traktuje je jak normę i nawet się już nie tłumaczy. Tak przynajmniej wyglądało to z nim. Kiedyś miał wewnętrzną potrzebę przepraszania każdej dziewczyny, która postanowiła sprzedać mu Plaskacza – dziś wiedział, że poza dodatkową irytacją koleżanek, niczego dobrego mu to nie przyniosło, a u niego nie budziło nawet poczucia wstydu. Czasem nie wiedział nawet za co dostaje, więc ciężko było czuć się winnym dla samej zasady. Dziewczyny często wyolbrzymiały.
    — Masz zapalniczkę? — wspierając jedną z rąk na kolanie, spoglądał na nią w pełni spokojnie, nie napierając bardziej niż było to konieczne. W końcu nie chciał jej wystraszyć — Jeśli nie chcesz żebym Cię opalał, mogę zadowolić się ogniem.

    Adrian K.

    OdpowiedzUsuń
  33. [OK. Mi pasuje. Zaczniesz czy mam zacząć? :)]

    Kacper

    OdpowiedzUsuń
  34. [Kochaj ją dalej i z miłości wymyśl Nam wątek, amen.]/Eryk

    OdpowiedzUsuń
  35. [Niech się znają, a co tam.]/Eryk

    OdpowiedzUsuń
  36. [To mi się w sumie podoba. Pasowałaby na jego współlokatorkę. A pewnego dnia natknęłaby się na Eryka biorącego pieniądze od jakiegoś faceta i trochę by się zdziwiła. (Poza tematem, dlaczego jaram się hejtem na mnie na shoucie?]/Eryk

    OdpowiedzUsuń
  37. Ten cały zakład mógł być jednak nieco cięższy w realizacji, niż wydawało mu się to z początku. Dziewczyna stawiała opór już na wstępie, pomimo tego, że w ogóle go nie znała. Nie miała powodu do tego, by go spławiać. Poza oczywistym zakłóceniem jej spokoju nie zrobił nic złego, a nawet starał się być grzeczny. Nie wiedział jednak jak długo jest w stanie utrzymywać ten sam poziom pokory. Nie był stworzony do uległości, ani tym bardziej do biernego siedzenia.
    — Mnie to mówisz? W ogóle nie znoszę się w nim pluskać — nim zdążyła go zupełnie wygonić, zsunął bluzę z ramion, sygnalizując tym samym, że rozkłada się tutaj na dłużej niż tylko czas spalenia jednego papierosa. Mogła się temu sprzeciwić, ale mogła też dać mu szansę. Należała mu się, bo jak sądził, każdy przy pierwszym spotkaniu powinien zaczynać z czystą kartą.
    — Domyślam się, że nie częściej, niż ty w sytuacji kiedy ich zniechęcasz — uśmiechnął się nieco zaczepnie, choć wcale nie starał się być złośliwy. Po prostu był dość bezpośredni, a o niej krążyły różne plotki, które właśnie potwierdzała swoim sceptycznym zachowaniem. Jego podejście do niej póki co było natomiast wielką niewiadomą. Traktował ją luźno i nie przejawiał żadnego uprzedzenia. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, a następnie pozostawił jeden z nich między palcami.
    — Piękne i niebezpieczne... tymi samymi przymiotnikami mogłabyś określić siebie? — pytanie rzucił podczas odbierania od niej zapalniczki i choć wolał, żeby to ona mu go podpaliła, nie powiedział tego głośno. Skoro uważała palaczy za seksownych, na pewno podzielała też jego zdanie o tym, że nie ma nic bardziej dwuznacznego niż dzielenie się papierosem z nieznajomym lub właśnie podpalanie ogniem cudzej fajki. Metal wydał charakterystyczny klik, gdy włączył zapalniczkę, obserwując jak jasna iskierka zamienia się w maleńki ogień. Dopiero wtedy przysunął ją do trzymanego już w ustach papierosa.

    Adrian K.

    OdpowiedzUsuń
  38. [Ups, pisanie karty na szybko jednak się nie opłaca. Dziękuję bardzo za poprawki i przy okazji zapytam, czy może jest chęć na wątek? Zuza szuka koleżanki do fajki.]

    Zuzanna.

    OdpowiedzUsuń