poniedziałek, 14 lipca 2014

patrzymy się krzywo, a chodzimy prosto

śmiejemy się głośno, gdy każą dorosnąć

B   A   Z   Y   L     Z   I   E   L   I   Ń  S   K   I
Ojciec zmarł kiedy miałem piętnaście lat. Narobiło mi to niezłego burdelu w głowie, zacząłem zakładać ciemne, powywlekane ciuchy, nie odzywałem się do matki i, uwaga, nawet chciałem zapuścić włosy, by być jak Cobain (tak, słuchałem wtedy Nirvany... między innymi dlatego jest to okres, którego się wstydzę).
W pierwszą rocznicę jego śmierci (ojca, nie Cobaina) naprawdę porządnie się spiłem z kumplami, potem poszedłem na cmentarz, usiadłem przy grobie i zapaliłem pierwszego w swoim życiu papierosa. Miało być dramatycznie - wyszło tak, że po kilku minutach rzygałem w krzakach obok. Później przyszedł pan Mietek, który był wówczas grabarzem, i wyganiał mnie ze szpadlem w ręku. Cóż.
Czas leciał mi na ciągłych bójkach, paleniu ruskich szlugów i szmirowatego zielska, które Paweł załatwiał po znajomości, dalszego wielkiego buntu i konfliktu z całym światem. Pamiętam, że nawet miałem dziewczynę, Magdę. Widujemy się czasami na mieście, ale oboje odwracamy głowy... może to i lepiej?
Moje emo true depreszyn życie zwyczajnie znudziło mi się w drugiej klasie technikum. Wiesz, niby wreszcie wziąłem się w garść i reszta tych śmiesznych truizmów.
Teraz mam dwadzieścia trzy na karku, robotę w niewielkim hotelu  wujostwa i ciągłe wrażenie, że czegoś mi brakuje.

__________________________________________
Cześć. Bazyl potrzebuje kumpli od picia, grania w piłkę, słuchania razem rapsów i bazgrania po murach. Jacyś chętni?

28 komentarzy:

  1. [Może niekoniecznie na słuchanie rapsów lub mazanie po murach, ale na jakąś relację z Bazylem owszem.
    Czołem i cześć.]

    Kalina

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ja wiem czego mu brakuje! Leny. :D Żartuję oczywiście, ale wątek bym chciała. Szkoda tylko, że nie mam żadnego pomysłu. :(]
    ~Lena

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Witam i zapraszam do wątku :D Patrycja idealnie pasuje do opisu kumpla :D ]
    Patrycja Wołochow

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hej, cześć i czołem.]

    //Kawa

    OdpowiedzUsuń
  5. [ZDJĘCIE <3! jestem absolutnie totalnie oczarowana zdjęciem. czesc!]

    monika

    OdpowiedzUsuń
  6. [No cóż, w takim razie ja się odezwę, jak coś ciekawego przyjdzie mi do głowy. ;)]
    ~Lena

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ktoś mi tu kartę przysłonił... ;) Witam serdecznie. Pan taki pasujący do Anity jak nie wiem co. Myślę że może kumplem to ona nie będzie, ale kumpelą owszem. Myślę że mogliby się znać od dziecka. Tak wiesz... Zawsze razem, na dobre i na złe.]

    Anita Violin

    OdpowiedzUsuń
  8. [dla tego zdjęcia jestem w stanie zmusić ją do posiadania normalnych kolegów. :D!]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Jasne, że są jacyś chętni.]

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  10. [dlaczego założyłeś od razu że potrzebujesz kumpli do grania w piłkę? to jawna dyskryminacja, chcę grać w piłkę. znaczy ja niekoniecznie, tylko Monia chce się uczyć grać w piłkę. Za cierpliwe tłumaczenie co to jest spalony, oferuje piwo w terenie!]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Siema. Mógłby być sąsiadem Estery i czasami przypilnować Młodej, tzn. włączyć jej telewizor, albo zajrzeć co dwie godziny do ich mieszkania, czy przypadkiem Młoda nie zabiła się tosterem. Co ty na to? ]

    E. Blumstein

    OdpowiedzUsuń
  12. [To Ty mnie tak podstępem bierzesz, podstępny człowieku z równie cudownym zdjęciem w karcie?
    Coraz bardziej mi się Bazyl podoba, jak mi takie rzeczy o nim piszesz.
    To wypadałoby chyba mieć jakiś wątek. Założę się, że się znają z jakiejś nieciekawej sytuacji. W sumie na zapoznanie mogli po prostu dać sobie po mordzie, bo to podobno zbliża ludzi, ale teraz nie mam pojęcia w co i w jakich nastawieniach mogłybyśmy ich wpakować. Pusta ma głowa.]

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  13. [Okej, rozumiem. Widzę, że dużo osób chce z Bazylem mieć coś wspólnego. Mam się produkować i wymyślać powiązania, czy na chwilę obecną wąciszczy Ci wystarczy? ]

    E. Blumstein

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ależ należycie się czujesz. Wstyd, nieładnie tak sobie zakładać, że przylecę jak na skrzydełkach po wąteczek, powiązanko i obściskiwanko.
    Nie muszą się jakoś specjalnie lubić jeszcze (nie spieszmy się), żeby iść razem pić, kąpać się w morzu w środku nocy po pijaku i w ogóle to Leonard pewnie miałby dość lekki stosunek do Bazyla. Ot, osobnik, którego zawsze można gdzieś wyciągnąć, z którym można wybić jakieś okno albo dwa.]

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  15. [kto nie ryzykuje ten nie ma :d]

    M.

    OdpowiedzUsuń
  16. [No ja myślę, że wzięłabyś sprawy w swoje ręce, bo ja przecież mogłam popełnić coś tak złego, jak przegapienie karty Twojej.
    Czuję się przecudownie z moją własną niecnością, dziubasku! Ty zaś czuj się zobowiązana do ładnego zaczęcia.
    Powodzenia.]

    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  17. [Jest dobrze! Nawet bardzo dobrze. :D]

    Odejście ojca w okresie dojrzewania, kiedy dziewczyna przeradzała się stopniowo w kobietę wywoływało zawsze ogromny uszczerbek na jej psychice. Jedne panienki z czasem pakowały się w związki z dużo starszymi mężczyznami, w których podświadomie szukały męskiego wzorca, jakiego zabrakło w ich życiu. Inne natomiast nie potrafiły zaufać komukolwiek, nie dopuszczały do siebie przedstawicieli płci brzydkiej, a jeśli już do tego dochodziło, bardzo często kończyły związki jako pierwsze, w obawie przed odrzuceniem, jakie spotkało ich lata wcześniej. Kalina zdecydowanie należała do tych drugich. Nie wiązała się, nie pakowała w cokolwiek poważniejszego, bowiem i tak uciekała, bardzo często nie tłumacząc swojego zachowania.
    Jednak to wszystko wcale nie znaczyło, że nie starała się zbawić świata, wręcz przeciwnie. Starała się podpowiedzieć, doradzić, czasem pomóc rozwiązać problem. A kiedy trzeba było – bluzgała na prawo i lewo, starając się wyperswadować komuś jego głupotę. Mniej więcej tak zachowywała się wobec Bazyla – jednego z niewielu ludzi, którzy swoim zachowaniem doprowadzali ją do szewskiej pasji i podniesienia ciśnienia krwi.
    Wracała z plaży – miejsca, które było jej samotnią i miejscem, w którym mogła się skupić tylko na sobie i swoich problemach. Letnie wieczory robiły się coraz cieplejsze, jednak wciąż powrót nie obył się bez narzucenia na ramiona ciepłego swetra. I pewnie wyglądałoby to tak samo, jak prawie co dzień, gdyby nie przekleństwa, odgłosy szarpaniny, splunięcia. Zatrzymała się i zmrużyła ciemne, granatowe oczyska, próbując dostrzec chociażby zarys sylwetek walczących gdzieś w mroku. Zrobiła krok, potem następny. Przecież nie miała żadnego instynktu samozachowawczego, który kazałby jej spierdalać, gdzie pieprz rośnie. Po co dbać o swoją chudą dupę, prawda?
    Kiedy jeden z młodych – gniewnych zniknął z pola widzenia, podeszła bliżej. I kogo spotkała? Mogła się przecież domyślić, że on będzie pełnił główną rolę w tej scenie.
    – W coś ty się znowu wpieprzył, Bazyl? – piękne powitanie, nieprawdaż? Rudowłosa, pomimo swojego mikrego wzrostu, braku jakichkolwiek umiejętności walki wręcz nie wydawała się obawiać tego zakrwawionego jegomościa. Nawet wyjęła z kieszeni paczkę chusteczek i przy pomocy jednej z nich starała się wytrzeć brodę i policzek Zielińskiego. – Rozmawialiśmy o tym przecież, no... – mruknęła zrezygnowana. Ile można powtarzać to samo?

    Kalina

    OdpowiedzUsuń
  18. [W takim razie- do kiedyś tam ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dokładnie! No, chyba rozumiem... Takie z ulicy trochę. Mogłabyś zacząć, bo to mi szczerze powiedziawszy średnio idzie.]

    Anita

    OdpowiedzUsuń
  20. Nawet nie pamiętała, jak to się wszystko zaczęło, a przede wszystkim – dlaczego.
    Ona i Bazyl różnili się niemalże w każdym możliwym aspekcie. Kalinę przerażała przemoc fizyczna, nie pakowała się w jakieś gówniane sprawy, unikała narkotyków, alkoholu prawie w ogóle nie piła, a jeśli już, to było to zwykłe piwo smakowe. Nawet wzrostem dorównywała mu pewnie jakoś do połowy klatki piersiowej, przez co nie raz czuła się jak krasnal ogrodowy.
    Mimo wszystko, coś ich łączyło, bowiem potrafili ze sobą rozmawiać, nawet jeśli przeważnie musiała go opieprzać za kolejną głupotę, jaką zrobił. Zresztą... Obydwoje nie mieli ojców i nic na to nie mogli poradzić.
    – Nie będę pytała, co u ciebie słychać, skoro widzę doskonale. Znowu masz obitą mordę – burknęła, nie kryjąc nawet swojego zawiedzenia zachowaniem Zielińskiego. Tyle razy z nim rozmawiała, tyle razy mu tłumaczyła, żeby się w to nie pakował, bo w końcu trafi na kogoś, kto albo będzie silniejszy, albo potraktuje go czymś gorszym niż pięści, a żeby tego było mało, mógł mieć sprawy w sądzie. Starała się mu wyperswadować to wszystko, ale jak zawsze, to jak grochem o ścianę.
    – Niby co takiego zrobił? Krzywo się spojrzał? – zakpiła, kręcąc głową. Pomimo filigranowej postury i pozornej delikatności, nie brzydziła się krwi, którą ścierała właśnie znad górnej wargi chłopaka.
    Ktoś z boku mógłby spytać: a na jaką cholerę ona się tak przejmuje? Kocha go czy co? Jednak to nie było tak łatwe do rozgraniczenia. Na pewno nie czuła niczego poważnego w stosunku do Zielińskiego. Zresztą, miałaby się związać z kimś, kto nie potrafił nad sobą zapanować? Kto potrafił zaćpany leżeć w łóżku, bez jakiegokolwiek kontaktu ze światem? Nie wierzyła w cuda. Nie wierzyła, że ten się kiedykolwiek zmieni. A mimo wszystko, starała się go "zbawić", próbując jakoś do niego dotrzeć. Jak nie przez prośby, to przez groźby i ostry język. Może tylko to do niego docierało.
    – Rozmawialiśmy już o tym... Czy za każdym razem jak ciebie spotkam, będę musiała ciebie ogarniać? – Westchnęła cicho, grzebiąc w torebce. Brzmiała już nieco spokojniej, gdy wyciągała czystą chusteczkę i podstawiła mu ją pod rozciętą wargę. Trzeba było jakoś zatamować krwotok.

    Kalina

    OdpowiedzUsuń
  21. Kolejna noc... Podobna do poprzedniej i zapewne następnej. Między hucznymi imprezami, licznymi awanturami i krótkimi pobytami na komisariatach razem z Bazylem przychodzili do parku. W sumie nie wiedziała dla czego akurat tam. Przychodzili tam gdy jeszcze byli dziećmi, kiedy jeszcze byli grzeczni i kochani. Przeżyli ze sobą naprawdę wiele. Więcej niż co poniektóre małżeństwa. Zdecydowanie więcej! Przeżyli śmierć ojca Bazyla, jego załamanie, to jego całe emo, razem zapalili pierwszego papierosa, później odszedł ojciec Anity, matka popełniła samobójstwo, a ona sama zaszła w ciążę. W szkole była wówczas niezła awantura, bo nie dość, że siedemnastolatka zaszła w ciążę to jeszcze okazało się, że jego ojcem był przyjaciel jej chłopaka, Mikołaja. Bazyl też był przy niej wtedy, a także wtedy kiedy straciła dziecko, gdy się stoczyła, nie dostała się na studia i pogrążyła się do reszty. Wspólnie zaczęli brać. Można powiedzieć, że wspólnie się stoczyli.
    Żaden facet w życiu Anity nie był dla niej tak ważny jak Bazyl z którym wbrew przypuszczeniom innych nigdy się nie przespała. Jeszcze za czasów szkolnych wszyscy zawsze myśleli że są parą, albo przynajmniej że Bazyl ją kocha. On ją bronił przed jej byłymi, a ona wyciągała ich jak trafiali do aresztu dzięki urokowi osobistemu, lub znajomościom, a czasem szantażem.
    Anita spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się do niego. W sumie nie będąc nawet pod wpływem tylko do niego się uśmiechała.
    - Nigdy ci na to nie pozwolę... Tak co do samotnego picia... Marcelina zaprosiła nas do siebie. Idziemy? U niej będzie cieplej... - powiedziała uśmiechając się do niego w ten sposób. Wiedziała, że Bazyl zrozumie, że nie chodzi o ciepło, ale o to, że w mieszkaniu Marceliny jest nie tylko dobrze wyposażony barek, ale jako że jej chłopak diluje będą mieli dostęp do czegoś mocniejszego, a tego właśnie potrzebowała w tej chwili.

    Anita

    OdpowiedzUsuń
  22. [ Dobra przerwa od blogowania mi nie sprzyja. Wpadłam na taki pomysł, że Bazylek może gdzieś poznać Justynkę i gdy się dowiaduje, że nie zna ona Gdańska, w ogóle trójmiasta bo mieszka dopiero tutaj z dwa tygodnie postanawia ją oprowadzić. Jednak to oprowadzanie zamienia się w przygodę, która wyciąga im kilka dni życia z życiorysu?]

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Tu raczej nie chodziło mi o miłą relację. Bo miałoby to coś z wykorzystywania w końcu Justynka ma kasę. To byłaby raczej relacja polegająca na korzyściach. Ale jeśli Ci się nie podoba to możesz masz pomysł na coś innego?]

    OdpowiedzUsuń
  24. [ Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać ;)]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Cześć! Ojej, dziękuję. <3
    Zasadniczo to ja bym chciała wątek. I nawet w sumie mam coś w rodzaju pomysłu, chociaż jest nie najlepszy, bo ja nie myślę.
    Antek mógłby zobaczyć swoją siostrzyczkę na mieście z jakimś gościem, a potem taka trauma, całą noc nie śpi i w ogóle. I następnego dnia znowu się na nią natyka, samą co prawda, ale jednak jemu się włącza paranoja i postanawia ją śledzić. I wychodzi na to, że idą do hotelu, w którym Bazyl pracuje, a Antek mógłby się tam na niego natknąć czy coś. Dalej wyszłoby w praniu. Ja wiem, naprawdę nie umiem myśleć. :<]

    Antek Korczaszko

    OdpowiedzUsuń
  26. [Wiem, ale już przeżyję! :D]

    To było podejrzane.
    Antek zmrużył oczy i wtulił się w ścianę, wzrokiem uważnie śledząc sylwetkę swojej siostry.
    Jeżeli coś w Antku było pewne, to akurat fakt, że miał spore skłonności paranoiczne. Dodatkowo wybujałą wyobraźnię, która co chwile podsuwała mu jakieś dziwne wizje. I w ogóle to on dziwny był przecież, w przypadki nie wierzył i uznał, że coś się kroi. No bo co to ma być, że jego malutka siostrzyczka (przemilczmy kwestię ich rzeczywistego wieku i tego, że jest między nimi dokładnie dwie minuty różnicy, to nie jest ważne) się szwenda po Gdańsku (omińmy też fakt, że jest dorosła i tam mieszka, a więc to w sumie logiczne, że się plącze po mieście)! I to na dodatek nie sama, nie z przyjaciółkami, a nawet nie z psem. Tylko z facetem. Jakimś dziwnym facetem, bo on miał ciemne okulary! To na pewno jakiś bandzior, Antek był tego pewien, on był złym towarzystwem dla Iriny, Korczaszko nie mógł pozwolić, aby on ją wciągnął w jakieś ciemne sprawy, no kto to widział!
    Ale Antek nie przesadzał. Gdyby to chodziło tylko o to, przecież by sobie odpuścił, w końcu siostrzyczce ufał dosyć. Ale nie, następnego dnia ponownie widział ją w środku miasta! Samą!
    To wszystko było bezsensowne. I Antoś w głębi duszy chyba o tym wiedział, ale to nie zmieniało faktu, że i tak w to brnął. I w sumie to nawet chyba nie chodziło o jakąś specjalną troskę, no bo przecież Irina dorosła była, radzić sobie umiała (kto wie, czy nie lepiej niż Antek... Dobra, każdy wie, że lepiej, ale to też przemilczmy). Raczej rozchodziło się o jego bezsensowną i przesadną ciekawość. Iście dziecięcą, można w zasadzie stwierdzić. A że Antoś lubi filmy szpiegowskie, postanowił śledzić siostrę, no bo kto wie, czemu nie, będzie zabawnie. A w ogóle to i tak nie ma nic do roboty, bo ma wolne. Co mu szkodzi. Dodatkowo go Paweł z domu wywalił chwilowo, bo ma gościa, a Tosiek to wstydu mu narobi i tak dalej.
    Cudem było, że Irina jeszcze go nie zauważyła. Był przecież beznadziejnym szpiegiem, ciągle się przewracał czy tracił ją z oczu. Ale jakoś jednak udało mu się dojść do celu ich wędrówki. I właśnie to było takie podejrzane.
    To było hotel. A Irina miała przecież swoje mieszkanie. Zastanawiające.
    Antek odczekał chwilę i wszedł za nią. Problem w tym, że już zdążyła zniknąć mu z oczu. Cholewka.

    [Przepraszam za jakość i długość, słabo mi idzie o tej porze. ;-; ]

    Antek!

    OdpowiedzUsuń
  27. Kalina nie była spokojna. Ani poukładana. To, że nie pałętała się nocami po mieście pijana w sztok, klnąc jak stary marynarz, a przy tym wdając się w bójki (czy to słowne, czy normalne) nie znaczyło, że była ułożoną panienką, która nijak nie potrafi się bawić, bądź żyć pełną piersią. Nie była delikatna ani słaba. To, że miała zasady nie znaczyło, że od razu musiała być chodzącą mimozą. Bazyl nie raz dostał w głowę (gdy tylko dosięgła), więc wiedział, że z nią nie zawsze można sobie żartować.
    — Bo ktoś musi ogarniać twój tyłek, Słońce — powiedziała z przesłodzonym uśmiechem. W końcu, po kilku westchnięciach, bądź syknięciach na widok jakiejś rany, która mu pozostała po bójce. Nie rozumiała tej wewnętrznej potrzeby rzucania się na innych z pięściami, byle tylko udowodnić swoje racje. Dla niej to była tylko i wyłącznie oznaka braku jakichkolwiek racjonalnych argumentów. Jak widać, człowiek inaczej nie potrafił udowodnić swoich racji jak przemocą fizyczną.
    — Chciałabym ci uwierzyć, ale jednak za długo się znamy, żeby do tego doszło — otrzepała mu nieco bluzę z jakiegoś mchu czy tam porostów, które odpadły od muru podczas szarpaniny. Lubiła go. Między innymi za to, że jej nie oceniał. Że był sobą i mówił to, co myślał. Podobało jej się w nim to, że pomimo swojego porywczego charakteru potrafił z nią rozmawiać.
    Pełne, umalowane brzoskwiniową pomadką wargi zadrżały nieznacznie, gdy ta starała się powstrzymać uśmiech. Jak widać, nie potrafiła utrzymać zbyt długo tej swojej powagi, a przy tym złościć się na niego, nawet jeśli na to zasługiwał.
    — To, że nie popieram lania innych po pysku, nie znaczy, że nie umiem się bawić — wzruszyła ramionami. — Ale jeśli nie masz pojęcia, jak mi się odwdzięczyć... — odwróciła wzrok, wyraźnie prowokując Zielińskiego. Cóż, może czas, aby pokazał jej w pełni, jak wygląda jego "dobra zabawa"? Czy na to nie zasłużyła?

    Kalina

    OdpowiedzUsuń
  28. [cześć Bazyl. cieszę się bo i u mnie chęć się znajdzie. a nawet pomysł, chociaż niekoniecznie musisz na niego przystać. jeśli Bazyl poszukuje kumpli od picia, spijmy ich w jakimś barze. mógłby być w towarzystwie swoich znajomych, niech będzie tam zamieszanie. może jakaś bójka, po której Bazyl i kilku kolegów z rozkwaszonymi twarzami wyląduje u Jutki w mieszkaniu, bo i czemu miałaby ich nie przygarnąć i nie opatrzyć ran? jeszcze nie wiem, co mogłoby wydarzyć się dalej.]

    Judyta

    OdpowiedzUsuń